czwartek, 29 sierpnia 2013

Trochę refleksji i zakupów

Hej, po raz kolejny wracam po przerwie. Co tu dużo mówić - popadłam ostatnio w jakiś stan pośredni pomiędzy znużeniem a rozleniwieniem i nie miałam dość chęci, by zajmować się blogiem. Dodatkowo przez tydzień nie było mnie w domu, a po powrocie właściwie nie robiłam nic innego poza czytaniem książek. Nawet po sklepach się nie włóczyłam (!). Ale to tylko w ubiegłym tygodniu. W jeszcze poprzednim wydałam za to sporo na ubrania, a i kosmetyków kilka wpadło :P Zaraz Wam zresztą pokażę ;)

Zakupy ubraniowe

Wybierając się do centrum handlowego planowałam właściwie jeden zakup - marynarkę. Mam coś pecha do tej części garderoby - przez wszystkie lata mojego życia zakupiłam zaledwie 2 sztuki, z czego jedna jest obecnie za duża :P Mam zwykle spory problem ze znalezieniem takiej, która by na mnie dobrze leżała i jednocześnie zaspokajała moje oczekiwania (kolor, długość, krój). Jestem niska, mam figurę klepsydry (duże wcięcie w talii, szer. ramion równa z szer. bioder) z jednym ale - klepsydry zwykle mają obfity biust, ja mam raczej przeciętny (czytaj: średniej wielkości). Z tego powodu marynarki często mi się "rozklapciają" na piersiach, bo są szyte na większy biust. Zakładałam więc z góry, że może mi się znowu nie udać :P

Na szczęście upolowałam bardzo ładną w Pull&Bear - wklejam Wam zdjęcie ze strony producenta (http://www.pullandbear.com/), bo lepiej się prezentuje, niż na zdjęciu, które ja bym ew. mogła zrobić :)

Jak widać - klasyczny krój, długi rękaw, sięga nieco za biodra. Dostępna w kilku kolorach, ja zdecydowałam się na klasyczną czerń :) Bez żadnych udziwnień, będzie pasowała zarówno na eleganckie bluzki jak i na kolorowe t-shirty. Najważniejsze, że świetnie leży - nic mi nie odstaje na plecach, ani na piersiach :D 

Gdy już przepuściłam pieniądze na marynarkę, wpadłam w bardzo dobry humor - na tyle dobry, że zamiast zakończyć zakupy, ruszyłam dalej :P W tym samym sklepie chwyciłam prosty kardigan w kolorze szarym.

Lubię ubierać się zimą "na cebulkę", więc wyznaję zasadę, że kardiganów nigdy za wiele. Podobają mi się te kieszonki oraz fakt, że nie jest zbyt obcisły i nie ma dzięki temu "prześwitów" między guzikami ;)

Potem wyhaczyłam jeszcze bardzo prostą, bawełnianą sukienkę w H&M. Bardzo uniwersalna, będzie można ją nosić w najróżniejszych kombinacjach :) Niestety nie udało mi się znaleźć zdjęcia w necie, więc wstawiam zrobione przeze mnie.

Na wieszaku może nie wygląda najlepiej, ale jest bardzo dopasowana do figury i jestem ogromnie zadowolona z tego nabytku :)

Ostatnim zakupem-prezentem (mama mi ją "wzięła") jest delikatny szaliczek do jesiennego płaszcza prosto z Parfois. Jak tylko zobaczyłam ten print, to zapragnęłam go mieć :) (zdjęcie ze strony http://www.parfois.com/)

Nie znoszę jesieni (zimy też nie) ale może obecność tego cudeńka na mojej szyi wpłynie pozytywnie na mój zwyczajny (mało ciekawy) humor w ponure dni jesienne :P

Zakupy kosmetyczne

Nie jest tego bardzo dużo, a część to znowu prezenty ;) 


Itemki z dwóch pierwszych zdjęć dostałam od mamy. Komplecik kremowych błyszczyków Pupa zachwycił mnie kolorami - uważam je za rozkosznie słodkie ;) Odżywka Garnier Ultra Doux do długich włosów przyjechała z Francji (u nas jest niedostępna), a żel pod prysznic Balea oczywiście z Niemiec. Z Balei moja mama nazwoziła naprawdę całe siaty różnych mydeł, płynów do kąpieli itd. 

Granatowa buteleczka to mój pierwszy zakup z Biochemii Urody. Zawiera tonik do cery mieszanej na bazie hydrolatu porzeczkowego. W jego skład wchodzi ekstrakt z rozmarynu EKO, niacynamid (wit. B3) i aminokwasy siarkowe. Dopiero zaczęłam go używać, więc nie umiem jeszcze nic więcej o nim powiedzieć ;)

Olejek arganowy 3w1 od Bielendy kupiłam na otwarciu nowej drogerii w mojej miejscowości. Pierwszego dnia był rabat 10% na wszystkie zakupy, więc go sobie chwyciłam :P Byłam ciekawa, czy taka tańsza wersja olejku arganowego okaże się warta uwagi. I póki co jestem zdania, że tak :) 

Tak wyglądają ostatnie nowości w mojej szafie/łazience. Aktualnie leci do mnie kolejna paczka z Korei (spadek $ zwykle przekłada się u mnie na chęć zamawiania). Jednak dostanę ją w swoje rączki dopiero za 2 tygodnie, gdyż w sobotę wyjeżdżam do stolicy. Będę tam miała internet i postaram się nie zaniedbywać bloga ;) 

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Włosomaniactwo cz. 4 - szampon nawilżający Love2MIX Organic (ekstrakt z jagód acai i proteiny perły)

Hej :) Wiem, trochę czasu nic nie pisałam, ale mam dobre wytłumaczenie :P Musiałam trochę się przemieszczać do Warszawy i z powrotem - załatwianie mieszkania itd. Na szczęście już po sprawie i mam zaklepane lokum od połowy września w Śródmieściu. Poza tym wakacje - tutaj jakieś wyjście, tam jakiś szybki wyjazd. Jutro prawdopodobnie znowu wybywam na jakiś tydzień. Tak to leci, a tymczasem blog trwa w zawieszeniu...

Dzisiaj wypowiem się pisemnie na temat szamponu nawilżającego Love2MIX Organic z ekstraktem z jagód acai i proteinami perły. Być może niektóre z Was pamiętają, że pisałam kiedyś o jego bracie z ekstraktem z mango i awokado - ku pamięci, było to TUTAJ. Czy wersja nawilżająca sprawiła się równie dobrze? Zapraszam do lektury ;)


Opis producenta

Organiczny szampon do suchych i zniszczonych włosów. Oryginalna kompozycja szamponu przyniesie prawdziwą przyjemność podczas mycia, suchych i zniszczonych włosów. Szampon zawiera proteiny perły, które odżywiają i wzmacniają włosy, nadając im elastyczność i sprężystość. Organiczny ekstrakt z rosnących w Amazonii jagód acai zawiera kompleks witamin, odżywia i nawilża włosy oraz skutecznie zmniejsza suchość skóry głowy. Szampon jest idealny do codziennego użytku.

Składniki aktywne:

Organiczny ekstrakt jagód acai (Organic Euterpe Oleracea Fruit Extract) – jagody z drzew rosnących w puszczy amazońskiej. Znakomicie natłuszczają, przywracają suchym włosom blask i elastyczność. Wyniki analiz brazylijskich naukowców wykazały wysoką zawartość tłuszczu w suchej masie jagód (33-49%). W oleju z acai aż 71% stanowił kwas oleinowy.

Proteiny perły (Pearl Extract) - zawierają silnie skoncentrowaną odżywczą i wzmacniającą proteinę perły conchyoline, która jest składnikiem budulcowym wnętrza muszli ostryg perłowych i samej perły. Dzięki jej działaniu włosy stają się gładkie i błyszczące, a ich powierzchnia lepiej odbija światło.

Litwor Arcydzięgiel (Organic Angelica Archangelica Extract) - znajduje zastosowanie w kosmetykach o działaniu przeciwzapalnym oraz redukujących przekrwienia. Olejek zawarty w surowcu na właściwości bakteriobójcze, niszczy wiele grzybów, przyśpiesza gojenie się ran, oparzeń.
*

*opis ze strony http://bioarp.pl



Moje wrażenia

Szampon znajduje się w standardowej dla produktów z tej serii czarnej butli o pojemności 360 ml. Dozownik jest wygodny i szczelny, niestety przez gruby plastik nie ma możliwości podejrzenia, ile produktu nam pozostało. 

Ciekawą rzeczą jest konsystencja szamponu - ma on postać fioletowawej, niezwykle gęstej cieczy. Sprawia pewne problemy wydobycie go z butelki - trzeba nią wstrząsać i cierpliwie czekać, aż leniwie spłynie nam na ręce. Pod wpływem kontaktu z wodą szampon zachowuje się normalnie, dobrze się pieni i rozprowadza. Ma piękny, naturalny zapach jagód. Nie podrażnia, nie spowodował u mnie łupieżu. Jest bardzo wydajny, wystarczy niewielka ilość żeby umyć nawet moje, raczej długie (aktualnie prawie do talii) włosy. 

Jeżeli chodzi o działanie to wg mnie jest bardzo zbliżone do efektów, jakie dawała u mnie wersja z mango. Włosy są bardziej nawilżone i łatwiej się rozczesują. Nie jest to efekt spektakularny - użycie odżywki nadal jest wskazane - jednak wygląda to lepiej niż po użyciu "zwykłego" szamponu z drogerii. Ważne jest, że szampon nie plącze włosów - dla mnie duży plus :) Zmywa bez problemu oleje
Jednak ze względu na tę gęstość w przyszłości raczej wybiorę wersję mango - ma normalną konsystencję i działa równie dobrze.

Właśnie zbliżam się powoli do końca butelki. W kolejce czekają na mnie szampony od Dr Organic :) Jestem ich bardzo ciekawa :D 

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Zapomniane, przywrócone do łask #1 :)

Dzisiaj post nocną porą - zamiast spać, pokażę Wam kilka kosmetyków kolorowych niemal dosłownie z "dna" kosmetyczki. Prawie wszystkie są nowiutkie i nieużywane bądź użyte zaledwie kilkakrotnie. Nie zostały "rzucone w kąt", tylko po prostu trochę zapomniane, z różnych przyczyn - a to dostałam/kupiłam coś innego, a to akurat nie było okazji itd. itp. Postanowiłam częściej robić przegląd zapasów i wyciągać takie egzemplarze na wierzch celem ich jak najczęstszego używania :)

Pojedynczy cień do powiek Maybelline Colorama nr 302 - kupiłam go na wiosnę, bo potrzebowałam jasnego cienia do rozświetlenia kącików oczu. Kolor to matowe, zimne, jasne złoto - sprawdza się świetnie nie tylko jako uzupełnienie, ale również solo. Po kilkumiesięcznym leżakowaniu w kosmetyczce postanowiłam przywrócić go do łask, bo sprawdza się w dziennym makijażu :)


Pomadka do ust Sally Hansen Volumizing Lip Shield w kolorze delikatnego różu - niestety numerek się starł, więc nie jestem w stanie podać Wam dokładnego odcienia. To mazidełko wygrałam w konkursie na jakimś kosmetycznym portalu. Nadaje ustom delikatny, naturalny kolor bez drobinek. Poszła w odstawkę, bo preferuję błyszczyki. Teraz mam zamiar zmienić nawyki i ona idzie na pierwszy ogień :)

Cienie L'oreal Color Appeal Star Secrets Quad Pro nr 358 Kobaltowy błękit - dostałam je dosyć dawno w prezencie. Powiem szczerze - długo nie wiedziałam, co z nimi począć. Otóż problem w tym, że mam zielone oczy i jakoś ciężko mi było wykombinować makijaż z wykorzystaniem tego niebieskiego trio. Niedawno zaczęłam używać ich pojedynczo i eksperymentować - otóż okazuje się, że da się. Mam zamiar poświęcić im więcej uwagi i wreszcie zacząć systematycznie używać.

Puder mineralny Eveline Celebrities Beauty odcień 20 Transparent - nóweczka, kupiony w okolicach marca. Nabyłam go jako zastępstwo dla Maybelline (wspominałam ostatnio o skandalicznej podwyżce ceny), bo koniecznie muszę mieć w torebce puder prasowany. Niestety dałam się zrobić w balona - odcień Transparent, wbrew swojej nazwie (i wbrew temu, co mi mówiła pani w drogerii) wcale transparentny nie jest. W dodatku okazał się ciut za ciemny - wiadomo, blada twarz po zimie. Teraz, gdy się nieco opaliłam, kolor jest idealny. Nadszedł jego czas :)

Podwójna kredka z Avonu w kolorze czarnym i srebrnym - najstarszy z prezentowanych kosmetyków. Pomimo upływu czasu, kredka nadal jest okay. Czemu jej nie używałam? Otóż nie wiem. Chyba po prostu o niej zapomniałam. Postaram się to zmienić.

Błyszczyk Maybelline Shine Sensational 1 Crushed Minty Sheer - kupiony niedawno, używany raczej okazjonalnie. Przegrywał z kolorowymi błyszczykami. Teraz mam zamiar zwiększyć jego zużycie - będę go kładła nie tylko solo ale także na pomadki jako utrwalacz.


Na razie to wszystko :) Mam nadzieję, że mój plan się powiedzie i wytrwam w zamiarze częstszego używania tych produktów, bo każdy z nich na to zasługuje. 

środa, 7 sierpnia 2013

Mizon, czyli coś dobrego pod oczy :)

Od dłuższego czasu szukałam dobrego kremu pod oczy, jak zwykle metodą prób i błędów. Ekepserymentowałam nawet z rosyjskim specyfikiem (KLIK) aż wreszcie zdecydowałam się spróbować produktu z Korei. Mizon Collagen Power Firming Eye Cream używam już prawie dwa miesiące, więc przyszedł czas, żeby podzielić się z Wami garścią refleksji na temat tego kosmetyku :)


Opis producenta

Mizon Collagen Power Firming Eye Cream zawiera silnie skoncentrowany kolagen celem zniwelowania zmarszczek wokół oczu i jednoczesnego poprawienia elastyczności skóry. Pomaga utrzymać skórę nawilżoną i gładką, tworząc naturalną barierę zatrzymującą wilgoć. Nie pozwól, by Twoje oczy zdradzały Twój wiek! Teraz i Ty możesz zyskać bardziej młodzieńczy wygląd za pomocą jednego prostego kroku.

Wskazówki:  Nanieś niewielką ilość wokół oczu i pozostaw aż do wchłonięcia.

Korzyści:

- nawilża
- wygładza
- poprawia elastyczność*

*moje własne tłumaczenie opisu zaczerpniętego z jednego z zagranicznych sklepów internetowych

Moje wrażenia

Krem na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie kosmetyku z "wyższej półki" - przyczynia się do tego eleganckie opakowanie: szklany, fioletowy słoiczek dodatkowo ukryty w zgrabnym kartoniku o tym samym kolorze. Do kremu jest dołączona szpatułka - dzięki temu unikamy konieczności wkładania paluchów do kremu. 

Po odkręceniu słoiczka napotykamy dodatkowe zabezpieczenie w postaci plastikowej membranki. Pod nią znajduje się krem o żelowej, półprzeźroczystej konsystencji i mlecznym kolorze. Zapachu brak.


Wszystko to razem wygląda bardzo elegancko i robi jak najlepsze wrażenie :) A co z samym kremem?
Przede wszystkim wystarczy maleńka ilość, żeby pokryć dokładnie okolice oczu - zdecydowany plus za dużą wydajność. Po aplikacji czuć delikatne chłodzenie. Krem wchłania się bardzo powoli - to zdecydowanie kosmetyk na noc, nie na dzień. Nie ma szans, żeby szybko zrobić po nim makijaż - zostawia śliski film na skórze i błyszczącą powłokę, która znika dopiero po dłuższej chwili. Jednak dla mnie nie stanowi to problemu, bo działanie kremu jest na tyle dobre, że całkowicie wystarcza mi aplikacja raz dziennie przed snem :)



Kremik silnie nawilża i koi skórę wokół oczu. Jest delikatny i nie uczula, a ja pod tym względem jestem wrażliwa i byle micel potrafi spowodować u mnie podrażnienie. Zatrzymuje wilgoć - rano skóra jest mięciutka i rozjaśniona. W jakimś stopniu na pewno spłyca zmarszczki, bo nawet te "standardowe", które ma każdy są u mnie obecnie mniej widoczne :) Nie jest to pewnie efekt liftingu ale nie oszukujmy się - żaden krem nie zastąpi zabiegu. Ten natomiast potrafi całkiem sporo zdziałać jak na kosmetyk :)

Krem można zakupić za ok. 15$ - mniej więcej tyle mnie wyniósł na ebayu (cena za duże opakowanie 20 ml, w sprzedaży jest też dostępna wersja 10 ml). Moim zdaniem jest to opłacalny zakup, bo krem naprawdę działa i spełnia swoje zadanie przynajmniej na moje potrzeby - osoby młodej, przed 25 rokiem życia. Jednak uważam, że ze względu na jego treściwość i silne właściwości nawilżające, zadowolił by i bardziej dojrzałe osoby :) Jeśli ktoś szuka kremu na dzień - odradzam. Jeśli ktoś szuka intensywnej pielęgnacji i starczy mu aplikacja na noc - polecam :)

A jakie są Wasze typy kremów pod oczy? :)

wtorek, 6 sierpnia 2013

Denko lipcowe

Hej :) Dzisiaj czas na małe podsumowanie lipcowych zużyć. Niestety znowu nie ma tego zbyt wiele, ale zawsze coś :P

No właśnie. Łącznie mamy tu 10 pustych opakowań. I znowu, z powodu małej ilości, podział na "kategorie" będzie bardzo umowny.

Kąpiel & pielęgnacja dłoni/stóp

Od lewej:
  • Luksja, płyn do kąpieli Caramel Waffel - przyjemny, ale nie tak dobry jak choćby wersja cytrynowa. Rozczarował mnie fakt, że cudowny zapach "rozmydlał się" po wlaniu płynu do wanny. Raczej nie kupię ponownie.
  • Oriflame, żel pod prysznic z nawilżającym aloesem i arbuzem - dobry jakościowo, ładny zapach. Ale nie wiem, czy będę miała ochotę na powtórkę zamiast próbować innych :P Być może kupię ponownie.
  • Avon Care, krem do rąk z gliceryną - bardzo dobry. Kupię ponownie.
  • Oriflame, Feet Up, Aromatic Summer Foot Scrub - aromatyczny peeling do stóp - kolejny przyjemny kosmetyk ale w mojej ocenie nie należy on do niezbędnych. Raczej nie kupię ponownie.

Ciało & twarz


Od lewej:

  • Organique, Anti-Allergic, masło do ciała - zdecydowanie jeden z lepszych produktów do ciała, jakie miałam okazję używać. Do powtórzenia :) Pisałam o nim obszerniej TUTAJ
  • Tołpa, Planet of Nature, modelujący balsam do ciała - byłam z niego zadowolona i chętnie nabyła bym go ponownie. Ale tylko jeśli trafię na promocję :) Wtedy kupię go ponownie. A więcej informacji o tym produkcie znajdziecie TUTAJ
  • SVR, Provegol, woda do demakijażu skóry wrażliwej - miniaturka micelka. Na tyle, na ile zdołałam go wykorzystać, mogę powiedzieć, że jest ok - dobrze zmywa i jest delikatny. Jednak z doświadczenia wiem, że produkty SVR nie są warte swoich wygórowanych cen, bo cudów nie czynią. Nie kupię pełnowymiarowej wersji.
  • Tony Moly, Egg Pore Real Egg Jelly - fajny żel do twarzy, służył mi długo i z powodzeniem. Być może kupię ponownie. Pisałam o nim TUTAJ

Kolorówka & zapachy


Od lewej:

  • Maybelline, Dream Matt Powder, puder prasowany w odcieniu #03 Golden Beige - to moje drugie opakowanie tego kosmetyku. Używałam go przez lata i byłam do niego bardzo przyzwyczajona. Niestety, z nieznanych mi przyczyn, od czasu gdy go ostatni raz kupowałam, jego cena poszła w górę niemal dwukrotnie - obecnie wynosi niemal 40 zł. Wg mnie jest to przegięcie. Dlatego z żalem, ale nie kupię go ponownie.
  • Naomi Campbell, Cat Deluxe at Night, Eau de Toillete 50 ml - dostałam tę wodę w prezencie i byłam z niej bardzo zadowolona :) Piękny, owocowy zapach i duża wydajność. Z pewnością kiedyś kupię ponownie.

I to by było na tyle. Oby zużycia sierpniowe okazały się większe ;)

piątek, 2 sierpnia 2013

Chwalę się :)

Hej :) Dzisiaj radośnie, gdyż dostałam się na studia II stopnia - dokładnie na ten kierunek, na który chciałam i to na Uniwersytecie Warszawskim ^^ Egzaminy wstępne były stresujące ale opłacało się przez to przejść, bo od października zamieszkam w stolicy. Jestem zachwycona :D

Pokażę Wam dzisiaj kolekcję kosmetycznych nowości w mojej szafce - większość z nich to zagraniczne prezenty od rodziny, a niektóre sprawiłam sobie sama :) Podzieliłam je na kilka grup, według źródła pochodzenia.

Prezenty od stryjka z UK


Mój zamieszkały od lat w Wielkiej Brytanii stryjek spełnił moje marzenie o włosowej pielęgnacji z Dr Organic - sprezentował mi istny zestaw "do dopieszczania" moich włosów :D W jego skład wchodzą:
Aloe Vera Shampoo, Royal Jelly Shampoo, Vitamin E Conditioner oraz Manuka Honey Conditioner. Wszystkie prościutko od producenta :) Nacieszyć się nie mogę :D

Prezenty od brata z USA

Mój nieco tylko młodszy brat spędził kilka tygodni lipca w Stanach. Gdy zapytał, co mi przywieźć, poprosiłam o coś do malowania ust np. szminkę w dowolnym kolorze, byle nie różowym. W efekcie dostałam 3 szminki i błyszczyk - na zdjęciu pokazuję Wam 2 szminki, bo jedna "przeszła" na mamę :D
Są to N.Y.C. Ultra Last Lipwear w odcieniach Smooch i Garnet oraz błyszczyk N.Y.C. Up to 8hr City Proof Gloss w odcieniu Round the Clock Ruby. Wszystkie mają piękne, intensywne kolory :) Będę musiała częściej malować usta :D

Krajowy prezent od mamy

Mama sprezentowała mi wodę toaletową Yves Rocher Purple Lilac o przepięknym, świeżym zapachu bzu. Wprost idealna na lato :) 

Ode mnie dla mnie z Korei

Sprawiłam sobie paczuszkę z Korei, zamawiając u mojego ulubionego sprzedawcy 2 pewniaki: The Face Shop Oil-Free BB Cream (od dłuższego czasu nie mogę się z nim rozstać i właśnie wykańczam pierwszą tubkę) oraz fenomenalny korektor Tony Moly Baby Doll Pot Concealer w odcieniu #1 Light Beige (to mój kosmetyczny hit - na pewno napiszę o nim oddzielną notkę, bo jest cudotwórcą + doskonale uzupełnia się z kremem BB Face Shopu). Dodatkowo kupiłam puder z tej samej serii, co korektor - Tony Moly Baby Doll BB Powder #1 Light Beige. Oczekuję, że okaże się równie dobry :) 
W prezencie sprzedawca dorzucił próbki bliżej mi nieznanego kremu/żelu do twarzy Missha - Super Aqua Refreshing Cleansing Foam.

Jak Wam się podobają te kosmetyki? Znacie coś/lubicie? :) 

Pozdrawiam Was serdecznie i życzę miłego wieczoru :)