źródło: http://bad-taste.pl |
Oglądanie filmów to jedno z moich ulubionych zajęć. Bardzo lubię chodzić do kina, ale nie mniejszą radość sprawiają mi domowe seanse przed laptopem lub (rzadziej) telewizorem. Ilość filmów, które chciałabym obejrzeć, jest przerażająca - na filmwebie mam zaznaczone ponad 100 pozycji. A lista, zamiast sukcesywnie się zmniejszać, tylko się rozrasta :P Może dlatego, że nierzadko, zamiast obejrzeć coś nowego, uruchamiam sobie po raz n-ty film, który znam niemal na pamięć. I w dodatku sprawia mi to niekłamaną przyjemność!
Nie mam ulubionego gatunku, łatwiej byłoby mi wymienić, jakich produkcji unikam. Np. nie jestem fanką polskich produkcji (zwłaszcza tych po roku 2000), raczej stronię od SF, westernów i horrorów (z tych ostatnich po prostu wyrosłam - od b. dawna nic nie robi na mnie wrażenia w tym temacie). Dla własnego spokoju lubię sobie "zaliczyć" produkcje uważane za kultowe - żeby móc później odnieść się do tej ich obiegowej "kultowości". Ale nie należę do osób, które skreślają jakiś film, bo ma słabe oceny krytyków, albo społeczności w rodzaju użytkowników filmwebu.
Postanowiłam przygotować dla Was Nieoczywistą listę filmów, które według mnie FAJNIE jest obejrzeć.
Wiele z nich krytycy okrzyknęli kiczowatymi. Inne okazały się finansową klapą. A niektóre są po prostu stare i trochę zapomniane. Nie znajdziecie tutaj "Gladiatora", ani "Forresta Gumpa" - nie będę polecała czegoś, co wiele z Was już widziało, albo po prostu słyszało, że trzeba to obejrzeć. Ja wskażę Wam pozycje, które na mnie z różnych przyczyn zrobiły wrażenie. Czy dacie im szansę - to zależy od Was :)
Zapraszam!
Nieoczywista lista filmów, które FAJNIE jest obejrzeć cz. 1
1. "STAYING ALIVE" ("Pozostać żywym") reż. Sylvester Stallone, 1983 r.
źródło: http://www.craveonline.com |
Zapewne większość z Was zna słynną "Gorączkę sobotniej nocy" z 77' roku, poruszającą problematykę znudzonej młodzieży bez perspektyw, zainteresowaną tylko imprezowaniem. Rola Tony'ego Manero przyniosła prawdziwą sławę Johnowi Travolcie, a wykonywane przez niego w filmie układy taneczne do dzisiaj są odtwarzane na imprezach w stylu "Gorączki".
Gdy po raz pierwszy obejrzałam "Gorączkę", dosłownie się nią zachłysnęłam i gdy tylko usłyszałam o istniejącej kontynuacji, nie mogłam sobie odmówić jej natychmiastowego obejrzenia.
"Pozostać żywym" jest filmem, który całkowicie koncentruje się na dwóch sprawach: pierwsza z nich to dążenie do celu, a druga (i kto wie, czy nie ważniejsza) to TANIEC. W porównaniu z "Gorączką" fabuła wydaje się znacznie uboższa, przekaz uproszczony, a całość mniej ambitna. Jednak to "Staying alive" potrafię oglądać w nieskończoność od początku, od środka czy nawet od końca.
Tony Manero (John Travolta) już nie włóczy się po mieście ani nie zalicza panienek na tylnym siedzeniu samochodu. Stał się pracowitym, młodym człowiekiem, który stara się pogodzić szarość dnia codziennego z wewnętrzną potrzebą realizacji swojego marzenia - zostania zawodowym tancerzem. Za dnia pracuje jako instruktor fitnessu, nocą dorabia kelnerując, a w przerwach między tymi zajęciami szuka dla siebie miejsca (bezskutecznie) na castingach do musicali.
źródło: http://www.craveonline.com |
źródło: http://www.hotflick.net/ |
źródło: http://www.craveonline.com |
"Staying alive" zapewnia mnóstwo wrażeń wizualnych - duża ilość scen tanecznych na wysokim poziomie sprawia mi niekłamaną przyjemność. Żeby nie było wątpliwości: to nie jest styl "Step up" (o ile to ma jakiś styl), ani nawet "Dirty dancing". Taniec nie jest tutaj zaledwie pretekstem do pokazania uczuć/relacji między postaciami, ale treścią samą w sobie. Osobiście mogę bez końca oglądać popisy Finoli Hughes, czy wreszcie finałowy występ Travolty. I wcale nie jestem jakąś wielką fanką tańca! Po prostu "Staying alive" to dla mnie esencja klimatu wczesnych lat 80-tych: charakterystyczna muzyka, stroje i wygląd postaci, sposób filmowania (0 komputera).
Fabuła jest prosta i nie wymaga przesadnego skupienia, ale mimo wszystko jest prawdziwa i ani trochę wydumana - ogląda się to przyjemnie, bez zażenowania i można łatwo zrozumieć każdą ze stron. Bez zbędnego patosu, bez dramatyzmu, za to "życiowo". I ten taniec! Jak nie znoszę nowoczesnych produkcji tanecznych, tak tutaj mogę się gapić w nieskończoność na Travoltę, Hughes, Rhodes i innych. I zawsze poprawia mi to humor, bo przesłanie "Staying alive" jest pozytywne i podnoszące na duchu. Bez zbędnego cukru.
2. "LA PISCINE" ("Basen") reż. Jacques Deray, 1969 r.
źródło: www.20minutes.fr |
Zaznaczę jeszcze, że nie jestem w 100% pewna, czy ten film tutaj pasuje - nie jest on ANI słaby, ANI nieambitny. Ale za to nieco zapomniany.
Akcja toczy się w pięknej willi położonej w okolicach Saint-Tropez. Niespełniony pisarz Jean-Paul (Alain Delon) i jego partnerka Marianne (Romy Schneider) spędzają upalne lato, wylegując się nad tytułowym basenem. Długie godziny schodzą im na rozkosznej bezczynności, którą od czasu do czasu przerywają, by kochać się w chłodnym łożu.
Niepodziewanie ich spokój zakłóca pojawienie się starego znajomego (i jednocześnie dawnego kochanka Marianne). Harry przyjeżdża razem z córką Penelope (oszałamiająca Jane Birkin) i postanawia zostać na kilka dni, by "nacieszyć się towarzystwem przyjaciół". Jednak jego intencje są całkiem inne, z czego świetnie zdaje sobie sprawę Jean-Paul.
źródło: http://www.focusarnhem.nl |
źródło: www.glamamor.com |
źródło: toutlecine.challenges.fr |
"Basen" to produkcja w moim odczuciu dość zapomniana, a jednocześnie na tyle fenomenalna, że warto o niej przypominać i polecać każdemu. Dzisiaj już nie robi się takich filmów.
Mało znam filmów, które miałyby tak wyrazisty i niepowtarzalny klimat, jak ten. Żar i duchota - w znaczeniu dosłownym i metaforycznym - dosłownie emanują z ekranu. Tutaj pozornie nic "takiego" się nie dzieje, ale mi było ciężko wysiedzieć spokojnie. Napięcie między bohaterami jest po prostu namacalne i do ostatniej chwili trudno wyobrazić sobie, jaki może być finał. Świetna gra aktorska, piękno obrazu i skomplikowane emocje - trzy razy tak dla "Basenu". Chociaż właściwie Alain Delon całkowicie zasługuje na to, żeby określić go mianem czwartego "tak".
Więcej pisać nie będę, bo po prostu warto to zobaczyć. I fajnie, i pouczająco.
Kolejna część listy ukaże się dokładnie za tydzień od dzisiaj.
A ja proszę Was o wyrażenie opinii nt. koncepcji listy, wymienionych filmów i wszystkiego, co Wam przychodzi do głowy tym w temacie :)
Horrorów, westernów i sf - też nie lubię! U mnie zdecydowanie królują komedie i dramaty :-) A na liście do obejrzenia też mam całe mnóstwo filmów ;-)
OdpowiedzUsuńTo bardzo frustrujące, gdy ta lista wciąż rośnie i rośnie, bo nie ma czasu na obejrzenie tego wszystkiego ;)
Usuńoj jak ja uwielbiam "Gorączkę...", mogę oglądać bez końca!
OdpowiedzUsuń"Gorączka..." jest super, ale "Staying Alive" też jest bardzo fajnym filmem :)
UsuńOstatnio mam mało czasu na filmy. Tych przez Ciebie opisanych nie kojarzę.
OdpowiedzUsuńPolecam to zmienić w wolnej chwili :)
UsuńLubię filmy z tamtych lat!
OdpowiedzUsuńKurczę, nie wiedziałam, że "Sylvek" wyreżyserował "Staying Alive"!
Też byłam zaskoczona, ale to prawda :) Gra tam nawet jego brat, Frank :D
UsuńTych też nie znam:)
OdpowiedzUsuń