poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Wyzwanie NN, tydzień #2 (cz.2) - po przerwie

Hej! Nie było mnie tutaj dość długo - niestety, tak się złożyło, że zachorowałam i na kilka dni byłam wyłączona z życia, a później utraciłam dostęp do sieci :/ W związku z tym moje wyzwanie zostało przerwane z przyczyn losowych. Zdecydowałam jednak, że będę je kontynuowała po prostu przesunięte w czasie o te 2 tygodnie. Zdjęcia do poniższego postu zostały przygotowane już dawno temu, nagły atak gorączki spowodował, że nie mogłam przygotować notki. Tak czy siak, postaram się teraz zrehabilitować ;)


W poprzednim poście pokazałam Wam działanie plasterków Luke. Teraz postaram się zademonstrować produkt o identycznym przeznaczeniu ale sygnowany marką The Face Shop - New Zealand Volcanic Clay Blackhead Charcoal Nose Strip.

Opakowanie zawiera 7 plastrów, czyli standardowo. Koszt to ok. 5 $ na ebay'u. Dostępna jest jeszcze wersja z aloesem (kiedyś je miałam, jeszcze w poprzedniej szacie graficznej, pisałam o nich tutaj), ja zdecydowałam się tym razem na węgiel drzewny.


Jak widzicie, te plastry mają nieco inny kształt niż poprzednie. Są bardziej łukowate i szczerze mówiąc, przez to trudniej mi je poprawnie nakleić. Instrukcja jest taka jak zawsze - oczyszczony nos zwilżamy wodą, naklejamy plaster i czekamy ok. 15 minut aż zaschnie klej. Ja standardowo zrobiłam sobie wcześniej rumiankową "saunę" żeby otworzyć pory.


Tak to wygląda na moim nosie. Trochę krzywo nakleiłam - to jest to, o czym pisałam wyżej - ciężko mi dopasować te plastry do kształtu mojego nosa. W każdym razie jakoś sobie poradziłam :P Na poniższych zdjęciach zobaczycie, że te plastry są zdecydowanie cieńsze, niż te marki Luke - widać prześwity.

Po 20 minutach (dla 100% pewności, że "chwyciło") pora na oderwanie plastra. Jak zwykle boli :P




Rezultaty nie powalają - najlepiej widać je na ostatnim zdjęciu (przy powiększeniu jeśli się ktoś nie brzydzi). Coś tam wyszło, ale znacznie mniej niż poprzednio. Muszę przyznać, że w przypadku plastrów Face Shop'u wygląda to podobnie za każdym razem - nie wiem, z czego to wynika. Mniej fortunny kształt, czyli mniej dokładna aplikacja? Gorszy "klej"? Nie mam pojęcia. Faktem jest jednak, że nie działają tak dobrze, jakbym chciała.

Werdykt końcowy: plastry Luke są znacznie lepsze. Wygrywają pod względem kształtu i działania.

Macie doświadczenia z tymi lub innymi plastrami? 

10 komentarzy:

  1. Plastry Biore i plastry Softymo. Lubie oba, ale Softymo sa znacznie tansze. Juz od prawie roku nie musze ich uzywac, bo nie mam na nosie niczego co moglyby wyciagac. Zel peelingujacy na buzke raz w tygodniu i pory na nosku (i wszedzie na twarzy) tak czysciutkie, ze az milo :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet nie wiesz jak Ci zazdroszczę :) Muszę się zorientować jak z dostępnością tych plastrów, które polecasz.

      Usuń
  2. Żadnych plastrów jeszcze nie używałam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się jakoś do nich przyzwyczaiłam i teraz trudno mi przestać :P

      Usuń
  3. Używałam kiedyś takich plastrów. Przychodziły mi jako próbki, gdy zamawiałam kosmetyki z Korei. Powiem szczerze, że to bardzo fajna sprawa, ale niestety okropnie śmierdzą xD Ale dobrze radzą sobie z wągrami ^^
    Też miałam problem z dopasowaniem .. :P To chyba problem większości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To się zgadza, niektóre naprawdę śmierdzą :P Akurat te, o których pisałam jeszcze pod tym względem są nienajgorsze XD

      Usuń
  4. nie używałam żadnych plastrów ale ostatnio mam w planie jakieś kupić :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Miałam plastry, które były dostępne pewnego czasu w Biedronce, jednak na mnie nie działa taka forma "wyciągania" zanieczyszczeń z nosa :( A szkoda, bo liczyłam, że to pomoże;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Plaster plastrowi nierówny - na mnie też wiele "nie działa", czasami nawet te sprawdzone "nie chwytają"... To taka loteria w sumie trochę.

      Usuń