Co mówi producent:
Intensywnie rozświetlający i rozjaśniający krem wodny (serum) do twarzy zawierający pochodną Witaminy C oraz wyciąg z zielonej herbaty, które skutecznie rozjaśniają istniejące przebarwienia na skórze i zapobiegają powstawaniu nowych. Dodatkowo, serum delikatnie wspomaga złuszczanie naskórka, dzięki czemu zmniejsza widoczność porów oraz wygładza i poprawia strukturę skóry. Dzięki systematycznemu stosowaniu, skóra wygląda młodzieńczo, promiennie i jest pełna życia.*
*opis ze strony http://beautikon.com
Co mówię JA:
Opakowanie to żółta, szklana buteleczka o pojemności 30 ml. Z boku mamy podziałkę, która pozwala ocenić ubytek kosmetyku - całkiem fajne. W zakrętkę jest wbudowany zakraplacz, którym zasysamy sobie serum. Dodatkowym zabezpieczeniem jest plastikowa nakładka na szyjkę butelki.
Serum jest wodniste (w końcu to "krem wodny"), ma mleczno-przeźroczysty kolor i delikatny, niechemiczny, cytrynowy zapach. Stosunkowo szybko się wchłania, pozostawiając na chwilę lekko klejącą powłoczkę. Po kilkunastu minutach to uczucie znika, ale moja cera mieszana się nieco błyszczy - m.in. dlatego używam tego serum tylko na noc.
Naczytałam się ogromnej ilości pochwał na temat cudownego działania tego serum. Przyznaję, miałam wobec niego spore oczekiwania - prawdopodobnie na wyrost. I pewnie dlatego jestem tym produktem nieco zawiedziona...
Używam VC Effectora już prawie dwa miesiące, dzień w dzień (a raczej noc w noc). Powiem szczerze, że nie widzę szczególnego rozjaśnienia cery. Owszem, c o ś tam się może zadziało ale jest to efekt bardzo, bardzo subtelny - po wielu przeczytanych recenzjach liczyłam, że naprawdę zauważę różnicę. Tymczasem, gdybym nie prowadziła skrupulatnej obserwacji, to pewnie bym nie wychwyciła żadnej zmiany. A i tak nie jestem na 100% pewna czy to nie moja wyobraźnia ;P
Nie znaczy to, że serum jest złe - wręcz przeciwnie, to całkiem przyjemny kosmetyk. Nie zapchało mnie (to ważne!). Skóra jest po nim miękka, pory zwężone. Mam pewne zastrzeżenia co do nawilżania - u mnie jest ono za słabe ale ok, to nie jest główne zadanie tej wersji Power 10. Cena jest okay (11-13 $), wydajność w porządku (jedno "zassanie" starcza mi na całą twarz).
Ujmę to tak: It's skin Power 10 Formula VC Effector to niezły kosmetyk, ale na pewno nie wybitny. Jeśli o mnie chodzi, to jego blogowa "legenda" w moich oczach zwyczajnie upadła. Ale innych nie będę zniechęcała - próbujcie, może bardziej Wam podejdzie. Ja w każdym razie do tej wersji już raczej nie wrócę ;)
Mi jedno zassanie wystarcza na cały dekolt, ramiona i plecy! Na twarz 2-4 krople, wtedy szybciej się wchłania i mniej klei. A przynajmniej powinno.
OdpowiedzUsuńMam wersję matującą. Zużyłam już pół butelki i wciąż nie potrafię stwierdzić, jak działa. Bo jakoś działa. Ale nie wiem, na co.
No to ostro ;d Ale może Twoja wersja matująca ma inną konsystencję/inaczej się wchłania, bo ja bynajmniej sobie buzi nie zalewam.
UsuńZazwyczaj tak jest, że jak naczytamy się mnóstwo pozytywnych opinii to wyobrażamy sobie więcej i zazwyczaj w tym momencie następuje rozczarowanie.
OdpowiedzUsuńNiestety, w tym wypadku tak się właśnie stało jeśli o mnie chodzi...
UsuńNie słyszałam jeszcze o tym serum :)
OdpowiedzUsuńKurcze, a już myślałam, że dosłownie każdy je widział na jakimś blogu ;)
UsuńJa od samego poczatku mowilam (pisalam), ze cala ta linia jedno wielkie badziewie, ale nikt i tak mi nie wierzyl. Oh well...
OdpowiedzUsuńŻe aż badziewie to bym nie powiedziała (przynajmniej o tym VC), bo nic mi złego nie zrobił a chociaż te pory zwęża. Ale też i żaden cud, więc masz na pewno sporo racji ;d
UsuńPierwszy raz go widzę, ale po Twojej recenzji mnie nie kusi. To dobrze.
OdpowiedzUsuńZawsze to lepiej mieć więcej pieniędzy ;d
Usuńposługując się przenośnią: "nie wszystko złoto co się świeci" ;)
OdpowiedzUsuńTrue story ;p
UsuńA to pech :/ O tych słodkich buteleczkach naczytałam się wiele pozytywów i zapewne prędzej czy później dam się skusić ich urokowi. Tej wersji jednak podziękuje i poszukam czegoś dla sucharków :)
OdpowiedzUsuńJa tak samo, "napalałam" się na kilka wersji ale szczególnie na VC, a tu zonk. Może jakiejś innej jeszcze kiedyś spróbuję, ale mój entuzjazm zdecydowanie osłabł...
UsuńNiestety takie kosmetyczne rozczarowania zawsze zniechęcają do kolejnych zakupów, tym bardziej, że tyle perełek kusi z innych blogów :)
UsuńIlez to razy juz sie przekonalam, ze to co zachwalane wszem i wobec nie jest koniecznie dobre dla mnie :P
OdpowiedzUsuńja nigdy o nim nie slyszalam :) / u mnie konkurs, zapraszam!
OdpowiedzUsuńTeż je mam i moje zdanie jest identyczne. Niestety są lepsze kosmetyki z witaminą C, aczkolwiek jakoś mam słabość do azjatyckich kosmetyków (to chyba przez ich supersłitaśny design ;p)
OdpowiedzUsuń