piątek, 20 grudnia 2013

Mikołaj przyleciał... z Korei!

Witajcie! :) Wiem, wiem, wiem - jeszcze za wcześnie, to nie ta pora. Jeszcze kilka dni. Niestety, nie mogę już wytrzymać i muszę się tym podzielić - moje drogie, pierwsza wizyta św. Mikołaja już za mną :) Przyleciał prosto z Korei i baaardzo mnie uszczęśliwił! Chcecie zobaczyć jak dokładnie? :D


Urocza paczka, prawda? ^^ Za te wspaniałości odpowiada mój cudowny partner - wiedział, o co prosić :)

Holika Holika Medi Medi Magnesium Pack - pierwszy zrealizowany punkt mojej wishlisty (KLIK). Zobaczymy, czy coś zdziała w temacie rozszerzonych porów :)
Holika Holika Wine Therapy Sleeping Mask - wersja Red Wine (przeciwzmarszczkowa). Mój pierwszy sleeping pack, jestem bardzo ciekawa efektów.

Tutaj mamy Volcanic Clay Blackhead Nose Pack firmy The Face Shop, czyli po prostu maseczkę na nos typu "peel of". Jej zadaniem jest stopniowa eliminacja czarnych kropeczek (nienawidzę ich :P). Zdecydowanie trafia w moje potrzeby, będę radośnie eksploatowała ;)
Kolejny punkt z listy, czyli mój ulubiony mizonowy Snail Recovery Gel Cream (KLIK). W samą porę, poprzednia tubka już prawie pusta :)
I jeszcze jedno życzenie z listy spełnione -  It's Skin Power 10 Formula VC Effector nareszcie mój! ^W^

Poza produktami do pielęgnacji, zostałam też uszczęśliwiona kolorówką :) To słodziutkie opakowanie z serduszkiem to The Face Shop Lovely ME:EX Pastel Cushion Blusher w odcieniu Rose - przeuroczy :) Na zdjęciu nie widać, ale ma w sobie delikatne drobinki i jest bardzo soczysty.
Jewel Light Waterproof Eyeliner od Holika Holika to coś, co już dawno chciałam zakupić - te kredki zbierają w sieci same pochwały. No i proszę, odcień #11 Light Brown Amber już jest mój :) Podobnie jak róż, kredka też zawiera migoczące drobinki.

Na koniec standardowe gifty :) Tym razem są to plasterki na nos, próbki kremów "zwyczajnych" oraz BB, jakiegoś lotionu i pomidorowej maseczki Tony Moly (bardzo chętnie przetestuję). Ufff, to wszystko!

Wybaczcie mi te przechwałki, ale jestem nieprzytomna z radości ;) Straszne, jak kosmetyki mogą uszczęśliwić kobietę :P 

Czego jesteście najbardziej ciekawe? O czym mam napisać w pierwszej kolejności? :)

piątek, 13 grudnia 2013

Aromatyczna pielęgnacja - Organique, cukrowy peeling z kozim mlekiem i liczi

Hej :) Właśnie wróciłam z zakupowych szaleństw z moją niezrównaną ciocią (to określenie jest całkiem nie na miejscu w jej przypadku - jest młoda i ciałem, i duchem; mówimy sobie po imieniu), które zaowocowały m.in. piękną sukienką na Sylwestra :) Na fali pozytywnych emocji zabieram się do pisania notki ;)
Chcę Wam dzisiaj pokazać kolejny interesujący produkt marki Organique - cukrowy peeling z kozim mlekiem i liczi.



Opis producenta

Cukrowy peeling zawierający m. in.: olej z pestek winogron, wosk pszczeli, ekstrakt z owocu liczi, kozie mleko, masło shea i pszczeli wosk. Doskonale regeneruje i wzmacnia przesuszoną skórę. Zawarte w nim składniki zapewniają bogactwo związków odżywiających skórę.*

*opis ze strony http://wizaz.pl

Moje wrażenia

Peeling jest zapakowany w typowy dla Organique słoiczek o pojemności 200 ml. Po odkręceniu zakrętki można wyczuć delikatny, słodki zapach liczi z nutką mleka. Produkt jest zbity, ma jasny kolor
Już niewielka ilość świetnie peelinguje skórę - delikatnie, ale stanowczo. Nie podrażnia, nie można sobie nim zrobić krzywdy. Delikatnie natłuszcza ciało, sprawiając, że użycie balsamu nie jest konieczne :) Całkowicie rozpuszcza się w wodzie i nie brudzi w żaden sposób wanny. Po jego użyciu skóra jest gładka, nawilżona i pachnąca - czego chcieć więcej? :)

Jedynym zniechęcającym aspektem (jak dla mnie) może być cena - ok. 55 zł. Jednak warto wziąć pod uwagę dużą wydajność produktu - to zakup na kilka miesięcy (zakładając, że nie robimy peelingu częściej niż 1-2 razy w tygodniu). Jakość jest wspaniała, ja jestem bardzo zadowolona - takie perełki budują zaufanie do marki :)

Przyznam się Wam, że tak, jak nigdy nie zwracałam specjalnie uwagi na peelingi do ciała, to teraz nie wyobrażam sobie używania innego, niż Organique - do tego stopnia mnie zadowala :) 

A jacy są Wasi peelingowi ulubieńcy? :) 

P.S. A się pochwalę - taką sukienkę wybrałam :) (sorry za kijowe zdjęcie, ale sztuczne światło plus brak porządku nie sprzyjają sesją :P)


poniedziałek, 9 grudnia 2013

Denko listopadowe

Znowu spóźniona ale melduję się z moimi skromnymi zużyciami listopadowymi :P


Od lewej:
  • Tonik pielęgnacyjny do cery tłustej i mieszanej na bazie hydrolatu z czarnej porzeczki (Biochemia Urody) - opłakuję fakt, że się skończył, bo był wspaniały (Więcej TUTAJ). Na razie mam do zużycia tonik z Eucerin, ale potem na pewno kupię go ponownie.
  • Balsam Dove Purely Pampering z mleczkiem kokosowym i jaśminem - taki sobie, przeciętniak. Miał ładny zapach ale dość ciężko się wchłaniał. Nie kupię ponownie.
  • Organique, pianka do mycia ciała (wersja grecka) - pisałam o niej TUTAJ. Cudowny zapach, świetne działanie i ogromna wydajność. Kupię ponownie, zapewne w wersji kolonialnej ^^
  • Dr.Organic, odżywka do włosów z witaminą E - całkiem ciekawy produkt (więcej TUTAJ). Niestety cena jest nieciekawa, a dostępność ograniczona. Jeżeli miałabym możliwość, to być może kupię ponownie
  • Ziaja, Intima, płyn do higieny intymnej (wersja konwalia) - tani, bardzo wydajny i bardzo dobry produkt. Ta wersja miała bardzo ładny zapach konwalii. Już kupiłam ponownie, ale w wersji neutral.
I to już wszystko :) Miałyście któryś z tych produktów?

wtorek, 3 grudnia 2013

Wishlista, czyli czekając na Mikołaja ;)

Hej :) Ostatnio często natykam się na posty w rodzaju "list do Mikołaja" i bardzo mi się to podoba - jakoś tak sprawia mi przyjemność takie "przeglądanie marzeń" (niektóre są naprawdę wyjątkowe!) :) To bardzo odprężające i po prostu miłe.


Postanowiłam przyłączyć się do tego sympatycznego trendu i stworzyłam moją własną wishlistę świąteczną, którą możecie podziwiać poniżej:


1. "Wielki Gatsby" na DVD - udana ekranizacja mojej ukochanej powieści, którą po prostu muszę mieć u siebie na półce celem wykonania dokładnej analizy i powtarzania tej uczy dla oka :)
2. Nauszniko-słuchawki - uwielbiam nauszniki ale ciężko się pod nimi montuje słuchawki douszne. Takie rozwiązanie 2w1 wydaje się być dla mnie stworzone :)
3. Mizon, Snail Recovery Gel Cream - mój ukochany żel na dzień, obecne opakowanie powoli robi się puste...
4. Opaska do włosów - od czasu premiery Gatsby'iego zakochałam się w tego rodzaju ozdobach "na bogato" :)
5. Wacław Niżyński "Dziennik" - Niżyński to moja najnowsza obsesja. Dla niezorientowanych: Niżyński był genialnym tancerzem i choreografem baletowym, którego karierę złamała schizofrenia. "Dziennik" to jego notatki i przemyślenia sporządzone już pod wpływem choroby. 
6. Zestaw kosmetyków do makijażu Eveline - mascara, eyeliner i dwufazówka do oczu. Bardzo mi się podoba to zestawienie i bardzo by mi się przydało :)
7. Holika Holika Medi Medi Magnesium Pack - od dawna kusi mnie ta seria maseczek do twarzy. Ten konkretny wariant ma za zadanie wspomagać oczyszczanie i zwężanie porów.
8. It's Skin Power 10 Formula VC Effector - w pewnym sensie kultowy krem wodny o działaniu rozświetlająco-rozjaśniającym. Również pragnę go od dawna :D

Tak to z grubsza wygląda :) Lista została przekazana odpowiednim osobom i pozostaje mi czekać na Święta :D

A jakie są Wasze świąteczne chciejstwa? :) 

niedziela, 1 grudnia 2013

Krótka prezentacja - I Love Hean, #835 Milky Mango

Hej :) W końcu stało się - pomalowałam paznokcie :P Prawie zapomniałam, jak to się robi... Ale ten weekend jakiś taki długi i leniwy, więc miałam czas się pobawić. Na pierwszy ogień poszedł jeden z wygranych przeze mnie lakierów z linii I Love Hean - #835 Milky Mango.

Jak widać, kolor jest bardzo neutralny - delikatny i trochę mleczny. Od strony technicznej nie mam nic do zarzucenia temu produktowi - konsystencja jest w porządku, pędzelek poręczny, czas schnięcia przyzwoity. Krycie jest w porządku, w zasadzie już jedna warstwa wygląda ładnie, a dwie gwarantują pełnię koloru i 0 prześwitów. Przyjemna jest też niska cena - w sklepiku internetowym Hean zaledwie 4,99 ;)

Jako bazę nałożyłam Szybkoschnącą Odżywkę Top Coat z Wibo Lovely, a bezpośrednio na lakier - Turbo Dry Top Coat z Miss Sporty. Trwałość bardzo dobra, póki co 0 otarć i odprysków. Za kilka dni zedytuję notkę i dopiszę, ile czasu dokładnie wytrzymał lakier ;)

A tak to wygląda na moich paznokciach, światło dzienne.

Wybaczcie - moje dłonie nie mogłyby brać udziału w reklamie płynu do mycia naczyń :P Skórki też nie są w najlepszej formie, bo jak zwykle param się rękodziełem (ostatnio szlifuję, maluję akrylami i lakieruję werniksem). Długość paznokci też niech Was nie dziwi - taka jest dla mnie optymalna. Pewnie je trochę zapuszczę, ale niedużo, bo nie znoszę, gdy przeszkadzają mi w moim robótkach ;)

Jak Wam się podoba ten kolorek? Mnie się wydaje, że jest całkiem przyjemny i bezproblemowy :)

wtorek, 26 listopada 2013

Włosomaniactwo cz. 7 - eliksir wygładzająco-nawilżający argan, makadamia i kokos od Biovax

Dzisiaj chciałabym powrócić do tematu włosów. Z pewnością wiele z Was zna ból, jakim jest ich zapuszczanie - żmudne, trudne i jakoś ciągle nie widać końca w postaci wymarzonego efektu. Niestety, im dłuższy włos, tym trudniejsze utrzymanie go w dobrym stanie - powie Wam to każda fryzjerka. Nie da się uniknąć regularnego podcinania końcówek, bo po pewnym czasie zawsze będą rozdwojone. Ale można spróbować zadbać o nie tak, by podcinanie nie było konieczne co miesiąc, a np. co dwa :)

Od kilku lat niezbędnym elementem włosowej pielęgnacji są dla mnie preparaty zabezpieczające końcówki i wygładzające strukturę włosa. Testowałam już sporo różnych, miałam zarówno kilka wersji jedwabiu jak i specyfiki dedykowane specjalnie do tego celu. Aktualnie na tapecie mam zachwalany przez wiele dziewcząt jeden z nowszych produktów Biovax z linii Naturalne Oleje: eliksir wygładzająco-nawilżający argan, makadamia i kokos.

Opis producenta

Eliksir Biovax opracowany został przez specjalistów, aby przywrócić Twoim włosom piękno, witalność oraz zmysłowy wygląd.
Zawiera olej arganowy, olej makadamia i olej kokosowy .
Oleje dostarczane są bezpośrednio do osłonki włosa, którą wzmacniają, regenerują oraz chronią do następnego mycia.
Efekt na włosach:
- promienne włosy, pełne blasku i energii,

- elastyczne, jędrne i nawilżone pasma,
- wygładzona i zdyscyplinowana struktura włosów,
- efektywna termoochrona*

*opis produktu zaczerpnięty ze strony http://wizaz.pl



Moje wrażenia


Eliksir został zamknięty w półprzeźroczystej plastikowej buteleczce z wygodnym dozownikiem. Mamy w niej 50 ml cieczy o konsystencji typowego oleju - lejącej, klejącej i tłustawej. Ma żółtawy kolor i pachnie po prostu jak olejek arganowy - to dość specyficzna woń. Mi jest raczej obojętna, ale wcale by mnie nie zdziwiło, gdyby ktoś nie lubił.

Dozownik często bywa zmorą - a to psika za mocno, a to za słabo. Tutaj na szczęście nie ma tego problemu - pompka pobiera stosowną ilość produktu, więc nie ma obawy, że coś zmarnujemy. Nie zacina się :)




Eliksir należy nakładać na wilgotne bądź suche włosy i nie spłukiwać. Ja osobiście aplikuję go na 1/3 dolnej długości moich włosów bezpośrednio po myciu. Eliksir dobrze się wchłania, ale pozostawia na włosach wyraźny zapach

Jak jest z działaniem? Tutaj mam mieszane odczucia. Z jednej strony jest to na pewno dobre zabezpieczenie koncówek - u mnie znacznie spowalnia i ogranicza skalę procesu rozdwajania.  Z pewnością też nie obciąża włosów.  

W pewnym stopniu wygładza, ale myślę, że w przypadku niezdycyplinowanych włosów może nie wystarczyć. Moje są z natury proste, więc potrzebują tylko niewielkiego "ugłaskania" i prawdopodobnie dlatego ten eliksir wystarczy. 

Skąd moje zwątpienie? Otóż pomimo tego, że to (podobno) kompozycja olejów, to jest podejrzanie ulotna - wchłania się i znika. Nie widzę obiecanego nawilżenia - miewałam znacznie lepsze produkty tego typu, które faktycznie zauważalnie zwiększały jędrność i wilgotność włosa. 

Trochę wspomaga rozczesywanie, ale również bez szału, co jest logiczne, skoro "wyparowuje".
Co z termoochroną to trudno mi powiedzieć, bo nie używam suszarki. 

Jak to teraz podsumować? Dziwna sprawa z tym eliksirem. Nie zachwyca mnie bezpośredni efekt po użyciu, bo jest słabo zauważalny - moje włosy wcale nie stają się przesadnie gładkie ani superlśniące. Nie mogę natomiast narzekać na działanie długofalowe, bo bardzo dobrze chroni moje końcówki - włosy są w obiektywnie lepszym stanie, odkąd go używam.

Na niekorzyść tego produktu przemawia wysoka cena - nawet do 30 zł (w zależności od drogerii). Dla porównania, zwykły jedwab można kupić już za 5 zł. Wydajność też nie powala - na jedno użycie potrzebuję 2-3 psiknięcia. 

Powiem tak: raczej nie kupię go ponownie. Za tę cenę mogę mieć coś bardziej treściwego np. z Bioetiki. 

Znacie/macie/kupicie? Czym zabezpieczacie końcówki? Czekam na Wasze wypowiedzi :)

---------------------------------Poza tematem----------------------------------

Oczywiście byłam na chwilkę w Rossmanie z okazji -40% :P Ale zachowałam umiar i wzięłam tylko te dwie małe buteleczki:
Turbo Dry Top Coat z Miss Sporty (ostatnia sztuka na półce) i Szybkoschnąca Odżywka Toap Coat z Wibo Lovely - zestaw wspomagający do planowanego malowania paznokci :P Na razie muszą mi urosnąć, potem będę się z nimi męczyła ;) Ale to tylko takie małe by the way ;)

wtorek, 19 listopada 2013

Mała rzecz, a cieszy :)

Bardzo rzadko maluję paznokcie. Wszystkie moje lakiery są w werji mini, bo szkoda mi kupować "normalne" opakowania w obawie przed zmarnowaniem - z moim podejściem istnieje ryzyko, że lakier zepsuje się zanim go użyję. W związku z tym dzisiejszy post może się wydawać nieco absurdalny. Ale tak się  złożyło, że wczoraj przyszły do mnie pocztą te oto śliczności:


Te buteleczki to moja wygrana w konkursie Hean na fb. Znalazłszy się w gronie zwycięzców miałam możliwość wybrania sobie 4 z pośród 8 nowych kolorów z kolekcji lakierów I Love Hean jesień/zima, którą prezentuje zdjęcie poniżej:

zdjęcie pochodzi z oficjalnego profilu Hean na fb: https://www.facebook.com/heankosmetyki

Mój wybór padł na: #841 Cobalt Lullaby, #844 Star's Whisper, #843 Purple Rain oraz #835 Milky Mango.

Przepraszam Was za jakość zdjęć, ale dzień mamy coraz krótszy, a w sztucznym świetle wszystko wygląda trochę inaczej :/ Zwłaszcza Milky Mango wyszło tutaj całkiem inaczej, nawet w porównaniu ze zdjęciem "oficjalnym" (a tak naprawdę się zgadza). Wszystkie kolorki w rzeczywistości są duuuuużo ładniejsze :) Star's Whisper i Purple Rain delikatnie migoczą, czego zdjęcia też za bardzo nie oddają.

No cóż :) Rzadko eksyctuję się lakierami, ale w tym wypadku bardzo ucieszyła mnie wygrana (jak każda zresztą). Nowa kolekcja Hean bardzo mi się podoba i obiecuję sobie i Wam spróbować używać wszystkich tych kolorów.
Ba! Mam zamiar pokazać Wam te lakiery na moich własnych paznokciach! Czy nie jest to plan za bardzo na wyrost - wkrótce się okaże :P

Co sądzicie o tych kolorkach? Wybrałybyście tak jak ja, czy może macie inne typy? :)

piątek, 15 listopada 2013

Mizon Snail Repair Intensive Ampoule - ślimaczy ulubieniec :)

Hej :) Dzisiaj pokażę Wam jeden ze stałych (od kilku m-cy) elementów mojej nocnej pielęgnacji skóry twarzy. Mowa o Mizon Snail Repair Intensive Ampoule.

Opis producenta

80% zawartości tego kosmetyku stanowi śluz ślimaka, oprócz niego w skład ampułki wchodzą: witaminy, peptydowy kompleks wypełniający, kwas hialuronowy oraz czynnik wzrostu komórkowego EGF, który odpowiada za pobudzanie metabolizmu komórkowego do odnowy. To swoiste serum zawarte w ampułce z pipetką ma działanie odmładzające, przywraca jędrność i sprężystość skórze, dodatkowo chroniąc ją przed uszkodzeniami. Dodatkowo polecane dla osób z przebarwieniami, bliznami - rozjaśnia je. Skóra po jego użyciu jest wyraźnie zdrowsza, wygląda na młodszą i rozświetloną.*

*Opis kosmetyku pochodzi ze strony http://wizaz.pl




Moje wrażenia


Kosmetyk znajduje się w szklanej buteleczce, do której dołączono wymienną zakrętkę w formie zakraplacza. Jest to bardzo wygodne w użyciu - dozowanie jest proste i sprawne. 


Samo serum jest przeźroczyste, dosyć gęste i bezzapachowe. Dobrze się wchłania, nie pozostawia uczucia kleistości na twarzy. Osobiście aplikuję je na noc, po oczyszczeniu twarzy. W moim wypadku na całą twarz potrzebuję 1,5 pipetki - uważam, że to całkiem nieźle, a kosmetyk jest raczej wydajny.

Najważniejsza sprawa: działanie. Nie ukrywam, że jestem z niego bardzo zadowolona :) Przede wszystkim serum silnie nawilża moją skórę i sprawia, że rano jest mięciutka, jędrna i pozbawiona suchych skórek.
Dużo osób narzeka, że ślimak powoduje u nich wysyp - u mnie nic takiego nie miało miejsca.
W moim odczuciu serum za to przyczynia się do szybszego gojenia drobnych ranek i niedoskonałości.

Zdarza mi się stosować je także na podrażnioną skórę (np. po depilacji górnej wargi) - w takim wypadku skóra po aplikacji przez chwilę piecze ale podrażnienie znacznie szybciej ustępuje.

Bardzo fajna sprawa - wygładza zmarszczki. Dzięki tej ampułce (oraz różowym żelu na dzień z tej samej serii) znacznie spłyciła się moja znienawidzona zmarszczka przy ustach oraz bruzdy na czole!

Podsumowując: uwielbiam i już płaczę, że powoli mi się kończy :( Na pewno kupię ponownie!


Co sądzicie o ślimaczych kosmetykach? Używałybyście? :)

poniedziałek, 11 listopada 2013

Listopadowe nowości :)

Hej :) Pokażę Wam dzisiaj, co nowego pojawiło się u mnie w tym miesiącu. Bez zbędnych wstępów, oto pakiecik prezentów z UK:

Dobrze widzicie - to znowu Dr.Organic :D Najwyraźniej pisane jest mi zapoznać się bliżej z nieco szerszym asortymentem ich produktów (nie narzekam) ^^ Co tutaj mamy?

Ledwo skończyłam poprzednią butelkę, a tutaj kolejna - Aloe Vera Shampoo powraca do mnie jak bumerang. Poczeka trochę na swoją kolej, bo teraz w użyciu jest Alterra z granatem (sprawdzona pozycja), a w kolejce czeka "brat" Royal Jelly Shampoo. Ale nie ma obaw, co się odwlecze, to nie uciecze :P
Pozycja środkowa to Virgin Coconut Oil Body Wash - żel pod prysznic z olejkiem kokosowym <3 Nie mogę się doczekać, aż "pójdzie w ruch", bo zapach ma przeboski!
Trzeci jest Lavender Skin Lotion - balsamik do ciała :) Zastąpi w swoim czasie Dove. Zapach również ma wspaniały.

Tutaj mamy mały zestaw z Oriflame: krem pod prysznic i krem do rąk z linii Roses. Uwielbiam zapach róż, więc musiałam mieć te produkty - szczególnie, że były w ofercie wyprzedażowej :) Jestem ukontentowana, bo jeśli chodzi o aromat to spełniają całkowicie moje oczekiwania. Więcej w swoim czasie ^^

Na koniec Oriflame, Cocktails & the City Eye Shadow - podwójne cienie do powiek w wersji Brown & Honey. Zakupiłam je z myślą o lekkim makijażu dziennym. Jak widać, już były w użyciu - pierwsze testy wypadły bardzo pomyślnie :) Kolory są świetnie zestawione, nienachalne i dobrze pasują do moich zielonych oczu. 

Jeżeli chodzi o kosmetyki, to na razie wszystko - istny minimalizm prawda? :P Padłam za to "ofiarą" wyprzedaży/akcji zniżkowych w sieciówkach. 

Te dwie koszulki z przecudownym Pusheen (<3) nabyłam w Croppie ze zniżką -40% na wszystko (akcja na fb). Nie było szans, żeby nie trafiły w moje ręce - jestem autentycznie szalona na punkcie zestawień kot&kawaii ^^

W Reserved ze zniżką -25% zakupiona (sprezentowana przez mamę) została powyższa bluza - urzekł mnie ten nadruk ;) Jest milusia i cieplutka, a przy tym cudownie elegancka :D

Oto moje grzechy listopadowe. Co z Waszymi? Coś Wam się spodobało albo może też jest w Waszym posiadaniu? :D 

środa, 6 listopada 2013

Denko październikowe

Hej :) Dzisiaj krótkie podsumowanie zużyć październikowych - tradycyjnie niewielkich :P Muszę sobie kiedyś zrobić półroczne zestawienie pt. "zakupy i zużycia", może dojdę do jakichś wniosków :P Nie przedłużając, oto denko:

Od lewej:


  • Oriflame, Feet Up Advanced, krem na pękające pięty - dała mi go moja mama, która od lat używa do stóp produktów z tej linii. Bardzo dobry krem, znacząco nawilża skórę stóp i silnie zmiękcza. Gdybym tak jeszcze używała go regularnie... :P Ponieważ działa prawidłowo, kupię go ponownie.
  • Dr. Organic, Szampon aloesowy - pisałam o nim obszerniej TUTAJ. Całkiem okay, ale z powodu słabej dostępności i dość wysokiej ceny, raczej nie kupię ponownie.
  • Dabur, olejek pielęgnacyjny Sesa - mój pierwszy olej do włosów z prawdziwego zdarzenia. Nie jest najtańszy, zapach też nie jest zbyt pociągający (za to bardzo intensywny) ale jego działanie jest godne uwagi - wspaniale nawilża, wygładza i nabłyszcza moje włosy. Starczył mi na wiele miesięcy i chętnie kiedyś kupię go ponownie.
  • Douglas, płyn do kąpieli Hello Kitty - fajnie wygląda, prawda? :D Przyjechał do mnie dość dawno temu z Francji, zakupiony dla mnie przez moją kochaną mamę (ona wie, że HK lubią nie tylko małe dziewczynki ^^). Opakowanie jest cudowne i nie zamierzam się go pozbywać (tej Kitty można nawet zdejmować ubranko XD) ale sam płyn do kąpieli nie był zbyt ciekawy. Zapach owocowej gumy do żucia, bardzo gęsta konsystencja i mała wydajność - taki tam dodatek do samej HK. Osobiście nie kupię ponownie ale chętnie przyjmę taki prezent w innej wersji, jeśli się trafi ;)

W październiku to było tyle :) Coś znacie i chcecie skomentować? Zapraszam :D

piątek, 25 października 2013

Porzeczkowy ulubieniec :)

Dzisiaj pokażę Wam jeden z moich bardziej udanych zakupów kosmetycznych (nie ma co ukrywać, że nie zawsze wszystko okazuje się tak fajne, jak być miało :P).

Parę miesięcy temu zainteresowałam się modą na hydrolaty do twarzy - bardzo dużo dziewczyn je zachwala i poleca jako alternatywę dla "zwykłych" toników. Na jednym z blogów (darujcie, ale naprawdę nie pamiętam jakim - często sobie zwiedzam blogosferę) przeczytałam bardzo interesującą recenzję hydrolatu z czarnej porzeczki - autorka zachwalała go jako doskonały produkt dla cery tłustej/mieszanej. Jej opis przekonał mnie na tyle, że zaczęłam szukać i trafiłam na Biochemię Urody (bardzo przyjemny sklep, na pewno wiele z Was zna). Wyszukałam wybrany hydrolat i przy okazji zainteresowałam się ofertą "tonikową" - chodzi w niej o pakiecik składników, które należy dodać do dowolnego hydrolatu i wymieszać, aby uzyskać tonik. Dla każdego rodzaju cery odpowiedni wariant ;) No to co? No to zamówiłam sobie zestaw dla cery tłustej :P A oto, co z tego wyszło...

Opisy producenta

Hydrolat z czarnej porzeczki 100% ekologiczny

Działanie:

- Działa odświeżająco i aromatycznie.
- Badania potwierdziły antybakteryjne i dezynfekujące działanie liści porzeczki czarnej, korzystne przy cerze tłustej.
- Posiada silne właściwości łagodzące i przeciwzapalne, promuje gojenie, polecany przy podrażnieniach i drobnych uszkodzeniach skóry oraz. wypryskach trądzikowych.
- Dzięki obecności bioflawonoidów i witaminy C, działa antyoksydacyjnie i przeciwzmarszczkowo.
- Wspomaga ochronę przeciw promieniowaniu słonecznemu.
- Uszczelnia i wzmacnia ściany naczynek krwionośnych.
- Lekko rozjaśnia i poprawia koloryt skóry.
- Regeneruje, wspomaga walkę z przedwczesnymi zmarszczkami, chroniąc przed rozkładem elastyny, polecany jest także dla cery dojrzałej.*

*Opis pochodzi ze strony http://www.biochemiaurody.com


+
Zestaw na Tonik pielęgnacyjny na bazie hydrolatu.

Zestaw dla cery tłustej i mieszanej zawiera:
# Ekstrakt z rozmarynu EKO; Postać: brązowy, lekko mętny płyn,
# Niacynamid (witamina B3); Postać: biały, drobny proszek,
# Aminokwasy siarkowe; Postać: biały, drobny proszek,

Zestaw oparty na komplecie trzech składników o działaniu regulującym wydzielanie sebum, antybakteryjnym, antytrądzikowym oraz gojącym i rozjaśniajacym przebarwienia po wypryskach.*

*Opis pochodzi ze strony http://www.biochemiaurody.com


Ode mnie

W przesyłce otrzymałam niebieską buteleczkę zawierającą 200 ml hydrolatu oraz pakiecik składników do wykonania toniku. Zgodnie z instrukcją wsypałam/wlałam wszystkie substancje i wymieszałam - nic prostszego ;) Prawdę mówiąc, trochę się bałam co z tego wyjdzie, bo np. ekstarkt z rozmarynu przeraził mnie zapachem (smród niemiłosierny) ale koniec końców po dodaniu do hydrolatu "zginął" w woni czarnej porzeczki. 

Mikstura jest bezbarwna, ma konsystencję wody. Wylewa się ją na wacik wprost z buteleczki. Zapach jest bardzo intensywny - to kwaskowata czarna porzeczka, na początku stosowania trochę drażniąca. Po pewnym czasie nawykłam i nawet polubiłam. Aplikacja jest bezproblemowa - bardzo szybko się wchłania, nie zostawia żadnej lepkiej powłoki, nie ma świecenia

Działanie? Fantastyczne! :)

Przede wszystkim ten hydrolatowy tonik bardzo odświeża i koi moją skórę - widocznie zmniejsza zaczerwienienia i rozjaśnia cerę. Bardzo ważna dla mnie kwestia - naprawdę wspomaga gojenie ranek i niedoskonałości. Najlepszy dowód - nawet gdy czasami coś bezwiednie rozdrapię na twarzy (choroba niespokojnych rąk) to zaraz lecę przemyć tym tonikiem. W 99% przypadków nic mi się potem nie paprze na twarzy, tak jakbym używając toniku "dezynfekowała" buzię. Już choćby dlatego ten produkt znacząco przyczynia się do poprawy mojej cery! :)
Jeśli chodzi o "uszczelnianie i wzmacnianie ściany naczynek krwionośnych" - trudno powiedzieć. Nie mam problemów z naczynkami ani nic w tym stylu więc nie umiem ocenić działania toniku na tym polu. 

Jeśli coś mi się nie podoba, to jest to dostępność - tylko przez internet. Cena jest do przełknięcia (ok. 25 zł za hydrolat + składniki na tonik). Wydajność mogłaby być większa - mam wrażenie, że z butelki za dużo się wylewa...

Podsumowując, jestem tym produktem zachwycona i na pewno kupię ponownie :) Bardzo się cieszę, że zainwestowałam w hydrolat i zaryzykowałam zmiksowanie go z innymi składnikami - efekt jest bardzo zadowalający :)

___________________________________________________________________________
Na koniec kolejna mała dygresja - znowu byłam w Hebe, tym razem z okazji zniżki -40% na wszystkie produkty Max Factor. Swoją drogą to nie mogłam się dopchać do szafy :P Na szczęście wiedziałam dokładnie po co idę, więc "wykorzystałam" Panią Konsultantkę, prosząc ją o podanie mi produktu :D

W końcu moja! :) Ostatnia sztuka w odcieniu 090 Natural Glaze - znowu miałam szczęście ^^ Ta kredeczka zbiera wiele pochwał w sieci, toteż skwapliwie ją przygarnęłam ;) I to już koniec moich "szaleństw" w Hebe (chociaż kusi jeszcze niedzielna przecena na Astor...) - jeszcze trochę i trzeba będzie kupować prezenty na Święta, więc koniec wydawania kasy na głupoty :P
__________________________________________________________________________

Co sądzicie o hydrolatach? Używacie? Spróbowałybyście takiego toniku? :)

środa, 23 października 2013

Włosomaniactwo cz. 6 - odżywka do włosów z witaminą E od Dr.Organic

Witajcie :) Piękna polska jesień za oknem, a mnie wciągnął na dobre uniwersytecki wir obowiązków. Biegam codziennie tu i tam, wracam padnięta i mam ostatnio ochotę już tylko na soundtrack z Twin Peaks i coś słodkiego :P Ale, ale! Mam w końcu aparat - co prawda tylko w smartfonie ale zawsze jest to aparat, a nie kalkulator ^^ Mogę więc powrócić do kosmetycznych rozważań z odpowiednią oprawą :) Dzisiaj chcę Wam opowiedzieć, jakie wrażenie zrobiła na mnie odżywka znanej Wam już z tego bloga (KLIK) brytyjskiej firmy Dr. Organic.


Od producenta

Naturalna odżywka do włosów zwitaminą E. Produkt odpowiedni dla każdego rodzaju włosów. Bogaty w naturalne składniki, takie jak: masło shea, olej słonecznikowy, aloes, witamina E. Nawilża i odżywia skórę głowy, wzmacnia kondycję włosa. Dzięki swym właściwościom ułatwia rozczesywanie. Nadaje włosom niepowtarzalną gładkość i miękkość. Chroni przed szkodliwym działaniem promieni słonecznych.*

*opis ze sklepu http://locri.pl

Ode mnie

Odżywka przyjechała do mnie prosto z UK w charakterze prezentu. Bardzo się ucieszyłam, bo miałam od jakiegoś czasu na oku produkty Dr.Organic, ale odstraszała mnie ograniczona dostępność tej marki w PL i raczej wysokie ceny. 

Mam fioła na punkcie włosów - po moich wpisach na blogu może tego tak nie widać, ale wszyscy, którzy mnie znają w "realu" wiedzą, że zawsze mam przy sobie grzebień, drugi grzebień i nierzadko szczotkę :P Bardzo zwracam uwagę na to, czym myję i odżywiam moje włosy i jak one reagują. 


Witamina E - to brzmi dobrze, prawda? Odżywka jest zamknięta w plastikowej butelce (265 ml) z wygodnym dozownikiem. Jest biała i ma dość gęstą, trochę budyniowatą konsystencję. Zapach jest prześliczny - słodki, świeży i jakby kwiatowy; utrzymuje się przez pewien czas na włosach

  

Jak wszystkie produkty Dr.Organic, odżywka NIE zawiera parabenów, SLS, substancji barwiących ani konserwantów. Jest odpowiednia dla wegetarian i wegan. Poniżej skład dla dociekliwych:



Tak, jak w przypadku opisywanego już przeze mnie wcześniej szamponu tej marki, odżywka też ma na pierwszym miejscu w składzie sok z aloesu :)

Co z działaniem? Przede wszystkim widocznie wygładza moje włosy - są miękkie i lśniące. W żaden sposób ich nie obciąża, co uważam za duży plus - mam długie, gęste włosy co niestety wiąże się z tym, że szybko robią się oklapnięte i tracą na objętości z powodu własnego ciężaru. Zła odżywka znacząco przyspiesza ten proces. Na szczęście Dr.Organic tego nie robi :) Za to zdecydowanie ułatwia rozczesywanie.

Moją uwagę zwrócił fakt, że włosy zdają się "pochłaniać" tę odżywkę - naprawdę jej sobie nie żałuję i nakładam każdorazowo sporą ilość. Nic nie spływa, nie oblepia, a włosy jakby ją "piją" ;) Łatwo się spłukuje, nie pozostawia żadnej lepkiej warstewki.

Jeżeli chodzi o rzekomą ochronę przeciwsłoneczną - przepraszam, ale naprawdę nie umiem tego ocenić :P Ogólnie muszę się przyznać, że nie wierzę za bardzo w takie bajery i nie wiem, jak taka ochrona miałaby się w widoczny sposób objawiać...

A więc wszystko super - piękny zapach, świetny skład, włosy gładkie i lśniące. Czy to lusterko ma jakieś rysy? Niestety tak - uważam, że cena jest mało przyjemna (ok. 6 £), dostępność w PL bardzo ograniczona no i wydajność nie powala na kolana. Jestem z niej zadowolona ale nie będę Wam wmawiała, że takiego efektu nie uzyskacie żadnym innym produktem, bo to nieprawda. Ot, dla przykładu, na moje włosy bardzo podobnie działa maseczka jajeczna Joanny (używana jako odżywka) - skład na pewno ma dużo gorszy no ale i cena jest niższa...

Konkluzja jest następująca: Dr.Organic kosztuje, ale w przypadku tej odżywki wiem, że płacę za bezpieczny i wartościowy dla moich włosów skład. Działaniu nie mam nic do zarzucenia.
________________________________________________________________________________
A na koniec zmienię szybko temat - oczywiście wiecie, że wyprzedaż w Hebe trwa? :) Dzisiaj było -40% na wszystkie produkty Maybelline i poleciałam do drogerii w kilka minut po jej otwarciu (wcale nie byłam pierwsza!). Oto mój łup:

         
          

          

Poznajecie? :D Czaiłam się na nią i czaiłam. Gdy usłyszałam o promocji od razu wiedziałam, co kupię i w jakim kolorze ;) A już pojutrze Max Factor - też mam pewne plany związane z tą marką :P
________________________________________________________________________________ 

Tymczasem podzielcie się ze mną informacjami o swoich ulubionych odżywkach do włosów :) I napiszcie, czy Waszym zdaniem warto płacić za dobry skład gdy podobny efekt można uzyskać gorszym jakościowo ale i tańszym kosmetykiem?

Pozdrawiam serdecznie!

poniedziałek, 14 października 2013

Kolorowe kredki

Hej :) Dzisiaj chcę Wam pokazać moją mini-kolekcję kredek do oczu. W moim przypadku kredka jest bardzo potrzebnym kosmetykiem kolorowym, bo jestem maniaczką kresek :) Na eyeliner nie zawsze mam czas/chęci/cierpliwość a kolei kredka jest łatwiejsza w obsłudze i można nią "machnąć" raz dwa kreseczkę dowolnej grubości i kształtu ;)


Moich kredek nie jest dużo (zaledwie sztuk 6) ale za to każda z nich jest regularnie używana i ma swoje indywidualne zastosowania :)

 

Biała kredka Essence służy mi przede wszystkim do zamalowywania linii wodnej celem optycznego powiększenia oczu. Ostatnimi czasy wykorzystuję ją także jako białą bazę do pokrywania powiek - polubiłam się z białym makijażem i robię go sobie na jakieś większe wyjścia :) Ta kredka jest miękka i bardzo dobrze się nią operuje. Trwałość jest przeciętna, ale jak na moje potrzeby wystarczająca.


Podwójna kredka z Avonu została zakupiona dawno temu w jakiejś promocji. Mam wersję czarno-srebrną i szczerze mówiąc, jest to moja najmniej lubiana kredka. Czarna połówka jest mało wyrazista i lubi się rozmazać - używam jej tylko wtedy, gdy wychodzę zaledwie na parę h i wiem, że w miarę szybko wrócę. Srebrna część bardziej mnie zadowala ale mam mało okazji, by jej używać. Przeważnie są to jakieś większe imprezy ;)


  

Brązowy ołówek Hean już Wam kiedyś pokazywałam TUTAJ. Bardzo go zresztą lubię - ma bardzo ładny kolor i jest naprawdę trwały - trzyma się powiek bez rozmazywania przez cały dzień :) Dodatkowo ma temperówkę w zatyczce - bardzo przydatna rzecz.

 

Ta tutaj to prawdziwa gwiazda - w końcu to diamentowa konturówka do oczu :) Ponownie Avon, odcień Sugar plum. Przepiękna kredka - intensywny, iskrzący kolor świetnie harmonizuje z moimi zielonymi tęczówkami. Super trwała i świetna nie tylko na imprezy, lubię jej użyć także na codzień :) Jedyne, co mam jej do zarzucenia to niemożność temperowania - to nieco utrudnia rysowanie kresek. 

  

Revlon High Dimension w odcieniu Sapphire wygrałam w jakimś drobnym konkursie internetowym. Początkowo nie byłam przekonana do tego koloru ale o dziwo, całkiem nieźle pasuje do moich oczu. Jest nasycony i lekko połyskujący :) Szkoda tylko, że ta kredka jest bardzo miękka - ciężko ją nawet zatemperować, bo łatwo się odkształca. Trzeba jej używać bardzo delikatnie i z pewną dozą cierpliwości, ale efekt jest tego wart :)


Ostatnia to moja ulubienica - mimo małego rozmiaru ma w sobie duży potencjał :) To miniaturka Lancome Khol Noir, którą dostałam kiedyś w zestawie z tuszem Hypnose. Kredeczka podbiła moje serce i staram się ją autentycznie oszczędzać ;) Ma świetną konsystencję i zostawia na powiece idealnie czarną kreskę, która trzyma się przez cały dzień. Bez problemu można ją zatemperować na "super-ostro" i rysować cieniusieńkie kreski :)

Tak wygląda mój zestaw kredek :) Która z nich podoba się Wam najbardziej? A może polecicie mi swoje kredkowe "pewniaki"? :D Bardzo proszę :)

A na sam koniec, skoro jesteśmy w temacie makijażu oczu... Patrzcie, co wczoraj kupiłam :)


Ostatnia jedna w Hebe, nie mogłam jej nie wziąć :P Bardzo mnie ciekawi ta szczoteczka - niebawem dam Wam znać, czy to jest właśnie "to" czy może nie ;)