Dzisiaj nie będzie kosmetyków, bo nie tylko nimi kobieta żyje :) Jestem świeżutko po seansie najnowszego filmu Luhrmanna i zarazem kolejnej ekranizacji powieści Fitzgeralda. Mam na myśli oczywiście "Wielkiego Gatsby'ego", na którego czekałam niecierpliwie od roku. I dzisiaj wreszcie mogłam go zobaczyć :)
Jestem wielką fanką powieści, czytałam ją tyle razy, że właściwie wiele fragmentów znam na pamięć. Urzeka mnie ta dziwna atmosfera, jaka panuje w książce - lata 20-te, rozpusta i pozerstwo, a gdzieś w tym wszystkim nieszczęśliwa miłość - moim zdaniem od samego początku iluzja, w której desperacko pogrąża się główny bohater.
Luhrmann skupił się (jak zwykle zresztą) na doznaniach wizualnych, a te po prostu powalają. Powiem szczerze - mnie po filmie rozbolała głowa, bo po prostu trudno ogarnąć wzrokiem to barwne widowisko. Wprost nie wiadomo na co patrzeć - kadry są przepełnione szczegółami, ludzie niesamowicie kolorowi, otoczenie pełne przepychu. Kostiumy - coś cudownego. Same sukienki Daisy i Jordan mogłabym po prostu analizować, a co tu mówić o gościach Gatsby'ego. Aż mi było żal, że to tak szybko się "przewija", bo ja bym się chciała przyjrzeć :D Ale zapewne zakupię DVD to sobie siądę i będę zatrzymywała minuta po minucie i "pasła" oczy widokami *_*
Fabuła wierna książce, pojawia się dużo dosłownych cytatów. Niewiele zmieniono, z wiadomych przyczyn trochę okrojono, no ale nie da się przenieść 100% książki na ekran. Sposób przedstawienia całości wydarzeń w moim odczuciu bardzo bliski temu z oryginału - może nawet jest nieco bardziej dramatycznie.
Postacie - moim zdaniem świetna obsada, która dobrze się wywiązała ze swojej roboty. Nigdy nie byłam fanką Leonardo, ale do roli Gatsby'ego pasuje idealnie i wspaniale oddał książkowy charakter postaci. Gatsby wydaje się być pełen tajemnic, ale w gruncie rzeczy jest naiwny i pogrążony w obsesji - trochę jak Wokulski z "Lalki" - w dużej mierze wmówił w siebie uczucie do jednej jedynej kobiety, którą bezgranicznie idealizuje i ma dokładną koncepcję tego, jak powinno wyglądać ich życie. Wydaje mu się, że za pomocą pieniędzy jest w stanie olśnić Daisy i "kupić" jej uczucie. Stara się grać wysoko urodzonego, ale nie jest w stanie odciąć się od swoich korzeni. Widzą to ludzie tacy jak Tom i sama Daisy.
Carey Mulligan jako Daisy w dużej mierze odpowiada moim wyobrażeniom. Uwodzicielska, zepsuta, pusta. Różnica jest taka, że książkowa Daisy jest bardziej wyrachowana i znudzona. W kreacji Mulligan bohaterka sprawia wrażenie znerwicowanej, a w każdym razie nieszczęśliwej, co nie było do końca prawdą.
Inaczej wyobrażałam sobie Toma, którego Fitzgerald opisuje jako takiego wysportowanego atletę. U Luhrmanna wydaje się być starszy i jakiś taki zdziadziały. Ostatecznie jednak kreacja jest udana.
Nick, Jordan i Myrtle są tacy sami jak w powieści - super :)
Czytałam sporo negatywnych recenzji ze strony krytyków i przyznam, że nie do końca rozumiem. Zarzuca się filmowi przerost formy nad treścią, "brak duszy" i epatowanie kiczem. Ok, ale zaraz - czy nie o to chodziło? Taki jest klimat powieści - ewidentny przerost formy nad treścią. Groteskowe wręcz bogactwo i bardzo sztuczne zachowanie postaci - Tom, Daisy, Jordan i cały ich światek nieustannie grają. Wyrażają się nienaturalnie, ze skłonnością do przesady. Gatsby próbuje być taki, jak oni. A Daisy? Pod urodą i afektownym zachowaniem skrywa kompletną pustkę. Jedynie Nick zachowuje jeszcze jakieś pozory naturalności. Gatsby skrywa swoją wartość, grając w niewłaściwą grę, która kończy się dla niego tragicznie. I tutaj jest "dusza" filmu - wygląda spod cekinów i przelanych litrów szampana. Pieniądze nie są lekarstwem i nie można nimi na dłuższą metę zapełnić pustki. Gatsby świadomie żyje przeszłością, której nie jest w stanie powtórzyć. Udało mu się stać kimś z nikogo, ale swoim życiowym celem uczynił złudzenia, które musiały się rozwiać.
Wiem, że przydługo i zapewne nieco chaotycznie ale piszę "na gorąco", więc wybaczcie ;) Jak się chyba już wszyscy zorientowali, bardzo mi się ten film podobał. Podejrzewam, że osoby nieznające książki mogą poczuć się zawiedzione, bo siłą rzeczy pójdą do kina z niewłaściwym nastawieniem. Fani powieści powinni być natomiast zadowoleni :)
Świadomie nie wspomniałam o muzyce, bo właściwie nie umiem się do niej ustosunkować. Sama w sobie - nie moje klimaty. W połączeniu z filmem - bardzo dobra. Prawdopodobnie miała być rodzajem pomostu, który łączy Nowy Jork z lat 20-tych z dzisiejszym ;) Pod tym względem jest super.
Super opis, na pewno wybiorę się na ten film:)
OdpowiedzUsuńDokładnie wczoraj przeczytałam "Wielkiego Gatsbiego" Fitzgeralda. Na książkę trafiłam przez czysty przypadek można powiedzieć nieoczekiwany zbieg okoliczności. Kiedys dostałam w spadku po kuzynkach harlequiny, nie czytam romansów więc pudlo z ksiązkami zaniosłam do piwnicy, kilka dni temu zeszłam do piwnicy i w oczy rzucił mi się "wielki Gatsby" od razu przypomniało mi się, ze własnie wszedł do kin film na podstawie tej powieści. zabrałam się więc za czytanie i przyznam, że jestem pod wrażeniem...Gatsby był niezwykle uczuciowym wrażliwym i szczerym człowiekiem. rzeczywiście mentalnie podobnym do Wokulskiego a Daisy cóż wyrachowana, zimna i zmanierowana. Torbicka w "kocham kino" mówiła że ta adaptacja "gatsbiego" jest gorsza niż ta w której grała Mia farrow. pozdrawiam miłośniczkę gatsbiego :)
OdpowiedzUsuńKsiążka jest cudowna :) I wg mnie nie jest to wcale klasyczny romans, tam chodzi o coś więcej ;) Co do filmu to ja radzę się nie sugerować recenzjami, bo np. teoretycznie ja, jako fanka powieści powinnam być podwójnie krytyczna a tymczasem film mi się bardzo spodobał. Ile ludzi, tyle opinii ;)
Usuńoj tak zgadzam się to wcale nie jest klasyczny romans.
UsuńMuszę się koniecznie wybrać, dawno mnie nie było w kinie :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że Gatsby to dobry wybór :D
UsuńNie widziałam tego filmu :)
OdpowiedzUsuńA warto :) Zachęcam ^^
Usuń