piątek, 31 maja 2013

Moje pierwsze denko ;)

Jak wszyscy to i ja :P Mam skłonność do chomikowania i kupowania kosmetyków na zapas - potrafię mieć po kilka opakowań podobnych produktów i nie używać ich miesiącami... Może denko mnie trochę zmotywuje do zużywania zapasów ;)

Oto majowe zużycia


Nie ma tego jakoś bardzo dużo, ale z drugiej strony zawsze coś ;) Udało mi się zużyć kilka kosmetyków, których miałam już delikatnie mówiąc, "dosyć" :P


Pielęgnacja skóry twarzy


Od lewej:
  • Garnier Essentials, płyn do demakijażu 2w1 - przyzwoita dwufazówka, całkiem dobrze mi służyła. Raczej kupię ponownie. Następca: Bielenda Bawełna, dwufazowy płyn do demakijażu oczu.
  • Iwostin Purritin, żel do mycia twarzy - bardzo przyjemny produkt, w dodatku kupiony w promocji w SuperPharm. Służył mi naprawdę bardzo długo (jakieś pół roku), więc mega wydajność. Łagodny, dobrze oczyszcza, ale z drugiej strony nie powalił mnie na kolana, więc szukam dalej ;) Być może do niego wrócę. Następca: Etude House, Baking Powder Pore Cleansing Foam.
  • Korana Propolis, krem z propolisem przeciwtrądzikowy - pisałam u nim TUTAJ. Już myślałam, że nigdy się nie skończy... :P Był bardzo wydajny, zdecydowanie za bardzo biorąc pod uwagę jego działanie - czy też raczej jego brak. Nie kupię ponownie. Następca: Tony Moly, Egg Pore, Real Egg Jelly.
  • Fitomed, tonik oczyszczający ziołowy do cery tłustej i trądzikowej - mój aktualny ulubieniec :) Z pewnością jeszcze poświęcę mu osobną notkę :) Kupię ponownie, a raczej już kupiłam. Właśnie używam drugą buteleczkę ;)
  • The Face Shop Nose BlackHead Remover Pore Strips, plastry na nos przeciw wągrom - pisałam o nich TUTAJ. Raczej bez szału, więc raczej nie kupię ponownie. Następcy brak.

Pielęgnacja ciała
Od lewej:
  • Avon Bubble Bath, płyn do kąpieli Konwalia - co tu dużo pisać, jeden z wielu i na pewno nie ostatni. Płyny do kąpieli Avonu kupuję od lat, są sprawdzone ;) Konwalia miała bardzo ładny zapach, więc pewnie kupię ponownie. Następca: Luksja, płyn do kąpieli Caramel Waffel.
  • Ziaja Intima, kremowy płyn do higieny intymnej z kwasem laktobionowym - zupełnie w porządku. Nie podrażnił mnie, odświeża i jest bardzo, bardzo wydajny - używałam go codziennie od ponad 10 m-cy :P Za długo, znudziło mi się ;) Lubię zmieniać kosmetyki, ale ponieważ ten płyn jest dobry, to możliwe, że kiedyś kupię ponownie. Następca: Ziaja Intima, płyn do higieny intymnej Konwalia.
  • Pervoe Reshenie, krem-żel do ciała miód i kozie mleko - poświęciłam mu notkę TUTAJ. Niezbyt ciekawy, nie kupię ponownie. Następca: Tołpa Planet od Nature, modelujący balsam ujędrniający do ciała

Pielęgnacja włosów + kolorówka

Tutaj bardzo skromnie ;) Od lewej:

  • Pervoe Reshenie, Love2MIX Organic, szampon z efektem laminowania (ekstrakt z mango i awokado) - super :) Wystarczy poczytać TUTAJZdecydowanie kupię ponownie. NastępcaPervoe Reshenie, Love2MIX Organic, szampon nawilżający (ekstrakt z jagód acai i proteiny perły)
  • Max Factor, 2000 Calorie Aqua Lash, tusz wodoodporny - mocno średni. Kupiłam go w promocji ale uważam, że nawet po obniżonej cenie był za drogi w stosunku do marnej jakości :P Okazał się wydajny i to chyba jedyna prawdziwa zaleta, bo poza tym straszny przeciętniak. Jego wodoodporność to kwestia dyskusyjna :P Nie kupię ponownie. Następca: Oriflame Beauty, Power Curl Mascara, tusz podkręcający rzęsy.
Tak to wyglądało w maju ;) Jeżeli chciałybyście przeczytać recenzję któregokolwiek z wymienionych produktów (zużytych lub aktualnie używanych) - proszę o informacje w komentarzach ;)

poniedziałek, 27 maja 2013

Włosomaniactwo cz. 2 - Jak rozczarował mnie szampon rewitalizujący z guaraną i papają Organique Energizing

Zdarza się, że nawet lubiana i sprawdzona przez nas firma sprawia nam zawód jakimś produktem. Tak było w przypadku moim i Organique - uwielbiam ich produkty i większość jestem gotowa kupić w ciemno. Niestety zdarzyło mi się "naciąć" - kilka miesięcy temu weszłam w posiadanie jednego z naturalnych szamponów do włosów. Co z tego wynikło? Zapraszam do lektury ;)

Szampon rewitalizujący z guaraną i papają Organique Energizing


Opis producenta

Naturalny szampon rewitalizujący nowej generacji, przeznaczony do pielęgnacji włosów szarych, matowych oraz przetłuszczających się u nasady i suchych na końcówkach. Kompozycja pobudzającej mikrokrążenie guarany i ekstraktu z owocu papai doskonale odświeża skórę głowy i stymuluje cebulki włosów. Dzięki wyciągowi z alg morskich, odbudowujących ceramidów i jedwabiu włosy odzyskują gładkość, stają się mocniejsze i pełne blasku.

Składniki aktywne: papaja, jedwab, betaina, gliceryna organiczna, olej z pestek winogron, pantenol, olej arganowy, ceramidy*

*źródło: http://www.organiquecosmetics.pl


Moje wrażenia

Musicie przyznać, że opis brzmi cudownie, a tzw. składniki aktywne bardzo kuszą. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że szampon z zasady nie może za wiele zdziałać - to przede wszystkim odżywki, maski, oleje pielęgnują włosy. Ale spodziewałam się po prostu dobrego szamponu, który dobrze oczyści włosy i nie zrobi im krzywdy. Ale po kolei.

Konsystencja jest bardzo rzadka i lejąca się - taka "woda". Na opakowaniu widnieje informacja, że produkt z racji naturalnego składu może być mętny i należy go wstrząsnąć przed użyciem. Po wstrząśnięciu szampon zwiększa swoją objętość, bo zaczyna się pienić. Niestety, nie jest wydajny - ponieważ przecieka przez palce, trzeba go całkiem sporo wylać z butelki, żeby w ogóle umyć włosy. Jak na szampon naturalny pieni się całkiem przyzwocie, chociaż oczywiście nie tak, jak drogeryjne produkty.

Zapach - specyficzny, dosyć intensywny i zostaje na włosach. Nie umiem powiedzieć, czy mi się podoba - po prostu mi nie przeszkadza. Myje dobrze, ale niestety trochę plącze włosy. Nie ma jakiejś tragedii, ale na pewno jest gorzej, niż po np. szamponach z Love2MIX Organic. Nie zmiękcza włosów, nie zaryzykowałabym umycia ich tylko tym szamponem bez nałożenia potem odżywki - obawiam się, że źle by się to skończyło.

Na wypadanie włosów nie ma wpływu - ani nie hamuje (czy to w ogóle możliwe), ani nie wzmaga. Odżywienia na swoich włosach po nim nie widzę, właściwie to raczej jest im chyba obojętny.

Niestety, ten szampon nie jest obojętny mojej skórze głowy :/ Po kilku użyciach zauważyłam wysuszenie i lekkie łuszczenie skóry przy linii włosów na czole - jest to ewidentnie sprawka tego szamponu, bo sprawdzałam to potem jeszcze kilkakrotnie. Prawdopodobnie coś z jego natualnego składu źle na mnie działa, być może lekko uczula. 

Dlatego użyłam słowa "rozczarowanie" w tytule - miało być super, a jest mocno średnio... Nie mam zbyt wrażliwej skóry głowy, właściwie to drugi raz w życiu, gdy szampon spowodował u mnie negatywne objawy. Włosom nie szkodzi, ale co mi z tego w świetle powyższego... Dodatkowo boli cena - ok. 40 zł za tak mało wydajny produkt to zdecydowanie za dużo. Na szczęście zużyłam już prawie cały (zdjęcie robiłam kilka tygodni temu). 


Nie chciałabym, żeby ktoś pomyślał, że zraziłam się do Organique - nic z tych rzeczy :) Nadal uważam, że marka jest fantastyczna. Wiem już po prostu, że ich szampony to akurat nie jest coś dla mnie. Ale mam zamiar zakupić w przyszłości którąś z ich masek do włosów, bo wieść niesie, że są rewelacyjne ;) A tymczasem uciekam i może w końcu pójdę podciąć te końcówki do fryzjera :P

środa, 22 maja 2013

Filmowo - Wielki Gatsby i moje wielkie wobec niego oczekiwania :)

Dzisiaj nie będzie kosmetyków, bo nie tylko nimi kobieta żyje :) Jestem świeżutko po seansie najnowszego filmu Luhrmanna i zarazem kolejnej ekranizacji powieści Fitzgeralda. Mam na myśli oczywiście "Wielkiego Gatsby'ego", na którego czekałam niecierpliwie od roku. I dzisiaj wreszcie mogłam go zobaczyć :)


Jestem wielką fanką powieści, czytałam ją tyle razy, że właściwie wiele fragmentów znam na pamięć. Urzeka mnie ta dziwna atmosfera, jaka panuje w książce - lata 20-te, rozpusta i pozerstwo, a gdzieś w tym wszystkim nieszczęśliwa miłość - moim zdaniem od samego początku iluzja, w której desperacko pogrąża się główny bohater.

Luhrmann skupił się (jak zwykle zresztą) na doznaniach wizualnych, a te po prostu powalają. Powiem szczerze - mnie po filmie rozbolała głowa, bo po prostu trudno ogarnąć wzrokiem to barwne widowisko. Wprost nie wiadomo na co patrzeć - kadry są przepełnione szczegółami, ludzie niesamowicie kolorowi, otoczenie pełne przepychu. Kostiumy - coś cudownego. Same sukienki Daisy i Jordan mogłabym po prostu analizować, a co tu mówić o gościach Gatsby'ego. Aż mi było żal, że to tak szybko się "przewija", bo ja bym się chciała przyjrzeć :D Ale zapewne zakupię DVD to sobie siądę i będę zatrzymywała minuta po minucie i "pasła" oczy widokami *_*
Fabuła wierna książce, pojawia się dużo dosłownych cytatów. Niewiele zmieniono, z wiadomych przyczyn trochę okrojono, no ale nie da się przenieść 100% książki na ekran. Sposób przedstawienia całości wydarzeń w moim odczuciu bardzo bliski temu z oryginału - może nawet jest nieco bardziej dramatycznie.
Postacie - moim zdaniem świetna obsada, która dobrze się wywiązała ze swojej roboty. Nigdy nie byłam fanką Leonardo, ale do roli Gatsby'ego pasuje idealnie i wspaniale oddał książkowy charakter postaci. Gatsby wydaje się być pełen tajemnic, ale w gruncie rzeczy jest naiwny i pogrążony w obsesji - trochę jak Wokulski z "Lalki" - w dużej mierze wmówił w siebie uczucie do jednej jedynej kobiety, którą bezgranicznie idealizuje i ma dokładną koncepcję tego, jak powinno wyglądać ich życie. Wydaje mu się, że za pomocą pieniędzy jest w stanie olśnić Daisy i "kupić" jej uczucie. Stara się grać wysoko urodzonego, ale nie jest w stanie odciąć się od swoich korzeni. Widzą to ludzie tacy jak Tom i sama Daisy.

Carey Mulligan jako Daisy w dużej mierze odpowiada moim wyobrażeniom. Uwodzicielska, zepsuta, pusta. Różnica jest taka, że książkowa Daisy jest bardziej wyrachowana i znudzona. W kreacji Mulligan bohaterka sprawia wrażenie znerwicowanej, a w każdym razie nieszczęśliwej, co nie było do końca prawdą.
Inaczej wyobrażałam sobie Toma, którego Fitzgerald opisuje jako takiego wysportowanego atletę. U Luhrmanna wydaje się być starszy i jakiś taki zdziadziały. Ostatecznie jednak kreacja jest udana.
Nick, Jordan i Myrtle są tacy sami jak w powieści - super :)

Czytałam sporo negatywnych recenzji ze strony krytyków i przyznam, że nie do końca rozumiem. Zarzuca się filmowi przerost formy nad treścią, "brak duszy" i epatowanie kiczem. Ok, ale zaraz - czy nie o to chodziło? Taki jest klimat powieści - ewidentny przerost formy nad treścią. Groteskowe wręcz bogactwo i bardzo sztuczne zachowanie postaci - Tom, Daisy, Jordan i cały ich światek nieustannie grają. Wyrażają się nienaturalnie, ze skłonnością do przesady. Gatsby próbuje być taki, jak oni. A Daisy? Pod urodą i afektownym zachowaniem skrywa kompletną pustkę. Jedynie Nick zachowuje jeszcze jakieś pozory naturalności. Gatsby skrywa swoją wartość, grając w niewłaściwą grę, która kończy się dla niego tragicznie. I tutaj jest "dusza" filmu - wygląda spod cekinów i przelanych litrów szampana. Pieniądze nie są lekarstwem i nie można nimi na dłuższą metę zapełnić pustki. Gatsby świadomie żyje przeszłością, której nie jest w stanie powtórzyć. Udało mu się stać kimś z nikogo, ale swoim życiowym celem uczynił złudzenia, które musiały się rozwiać.

Wiem, że przydługo i zapewne nieco chaotycznie ale piszę "na gorąco", więc wybaczcie ;) Jak się chyba już wszyscy zorientowali, bardzo mi się ten film podobał. Podejrzewam, że osoby nieznające książki mogą poczuć się zawiedzione, bo siłą rzeczy pójdą do kina z niewłaściwym nastawieniem. Fani powieści powinni być natomiast zadowoleni :)

Świadomie nie wspomniałam o muzyce, bo właściwie nie umiem się do niej ustosunkować. Sama w sobie - nie moje klimaty. W połączeniu z filmem - bardzo dobra. Prawdopodobnie miała być rodzajem pomostu, który łączy Nowy Jork z lat 20-tych z dzisiejszym ;) Pod tym względem jest super.

wtorek, 21 maja 2013

Bloom Essence - cukrowy peeling do ciała od Organique

Witam po krótkiej przerwie ;) Niestety ostatnimi czasy mam dużo rzeczy do załatwienia - zbliża się sesja i obrona, więc jest trochę stresu i biegania po bibliotekach/wydziałach/dziekanatach/etc. Dni mijają mi bardzo szybko, bo cały czas jestem czymś zajęta. Ale pomimo nawału pracy, każdego wieczoru zamykam się w łazience i robię sobie relaksującą kąpiel ;) Raz w tygodniu dodatkowo umila mi ją przemiły peeling do ciała z serii Bloom Essence firmy Organique, który Wam zaraz zaprezentuję.


Opis producenta

Regenerujący peeling cukrowy do ciała o przepięknym zapachu świeżych kwiatów. Masuje skórę, delikatnie pobudza mikrokrażenie, złuszcza i odświeża naskórek. Uelastycznia, wygładza i delikatnie natłuszcza skórę, a wyciągi roślinne pobudzają ją do odbudowy. Doskonała propozycja dla skóry wrażliwej i wymagającej szczególnej pielęgnacji. 


Składniki aktywne: betaina, lilia wodna, japońska wiśnia, babka lancetowata, gliceryna organiczna*


*źródło: http://www.organiquecosmetics.pl

Moja ocena

Z Organique znam się od kilku miesięcy i bardzo cenię tę firmę za wspaniałe zapachy, naturalne składy i świetną jakość produktów. Nie inaczej jest z tym peelingiem.

Opakowanie typowe dla Organique - ascetyczny słoiczek, przeźroczysty więc dokładnie widać ubytek produktu. Peeling ma przyjemną, zbitą konsystencję. Pachnie oszałamiająco - słodko i kwiatowo :) Bardzo dobrze ściera, nie drapiąc przy tym skóry. Pozostawia skórę nawilżoną, pokrytą śliską warstewką - brzmi to może źle ale jest w efekcie bardzo przyjemne, bo skóra jest gładka i nie trzeba aplikować na nią balsamu. Wydajność całkiem przyzwoita, więc cena (ok. 40 zł) jest do przełknięcia. Nie brudzi wanny, całkowicie rozpuszcza się w wodzie. 




Cóż mogę powiedzieć - jestem bardzo zadowolona z tego produktu i chętnie kupię go ponownie :) Lepszego peelingu naprawdę nie miałam - większość tych drogeryjnych jest taka sztuczna i drapiąca, lubią osadzać się na wannie. Tutaj nic takiego się nie dzieje, kosmetyk naprawdę dobrze pielęgnuje moją skórę.

Na koniec mam pytanie do Was. Zaczął się sezon na opalanie i tak jak zapewne większość z Was, rozpoczęłam już "pogoń" za słoneczkiem :) Ostatnio zastanawiałam się, jak ma się peeling do opalenizny - czy powoduje jej zmniejszenie czy też wręcz przeciwnie? Na forach kosmetycznych i różnych stronkach można znaleźć obie opinie. Osobiście skłaniam się ku temu, że peeling nie ściera, a pomaga wyrównać koloryt skóry i uwidacznia opaleniznę, która jest w głębszych warstwach skóry. 

Jak się na to zapatrujecie? Peelingujecie się w okresie letnim tak samo często czy jednak ograniczacie? :)

środa, 15 maja 2013

Majowe zakupy - nowości w moim kosmetycznym arsenale :)

Hej :) Dzisiaj na szybko, bo czas mnie goni a liczba spraw do załatwienia spora ;) Ale zdążę pochwalić się na szybko najnowszymi zakupami ^^


Zakup niektórych rzeczy był koniecznością, a część to zwykły kaprys ;) Nie ma tego bardzo dużo, ale po kolei.

Pielęgnacja skóry twarzy


Od lewej:

1. Białe pudełeczko zawiera w sobie zieloną glinkę od Organique - w obawie przed rozsypaniem, zabezpieczyłam ją dodatkowo folią i recepturką :P Zakup był impulsem, bo kończy mi się glinka ghassoul z tego samego źródła i postanowiłam postawić tym razem na coś silniejszego.

2. Mój ukochany od jakiegoś czasu tonik do cery tłustej i trądzikowej firmy Fitomed. Śmiesznie tani (niecałe 9 zł), za to super odświeża i oczyszcza moją buzię :) To moja druga buteleczka, zakupiona w sklepie zielarskim ^^

3. Prosto z Korei - żel do mycia twarzy Etude House Baking Powder Pore Cleansing Foam. Zawiera proszek do pieczenia (tak, dobrze czytacie) i ma mi dobrze oczyszczać twarz. Zobaczymy :D

4. Po raz pierwszy w mojej kosmetyczce - dwufazowy płyn do demakijażu Bawełna od Bielendy. Zastąpi Garniera, który ostatnio przestał mi się podobać (na szczęście się kończy). Oby z dobrym skutkiem.

Pielęgnacja ciała, włosów i depilacja


Od lewej:

1. Popularne plastry z woskiem do depilacji włosów na twarzy Joanna. Sprawdzone, skuteczne i tanie (w promocji niecałe 7 zł) no i starczą na długo. Lubię i używam z powodzeniem od prawie roku.

2. Szampon nawilżający Love2MIX Organix - jagody acai i ekstrakt z perły. Mam nadzieję, że okaże się równie dobry, co jego mangowy brat :)

3. Dla przyjemności - płyn do kąpieli Luksja Caramel waffel. Skusił mnie obłędny zapach :) Miałam już wersję czekoladową i ciasto cytrynowe, pora na karmel :D

Kolorówka


Od lewej:

1. Nowy koreański krem BB do kolekcji :) Elisha Coy Premium Gold Mineral BB - na razie tylko miniaturka (15 ml), bo pełna wersja kremu jest dosyć droga (ponad 26$) i szkoda mi było ryzykować w ciemno. Wybrałam ten krem bo bardzo długim researchu internetowym i jestem bardzo ciekawa, czy mnie zadowoli.

2. Na koniec drobiazg z Avonu - diamentowa konturówka do oczu w kolorze śliwkowym. Wypróbowałam ją kilka dni temu w Juwenalia i muszę powiedzieć, że naprawdę daje radę - wytrzymała moje szaleństwa i ani trochę się nie rozmazała :D


Przepraszam za ewentualne błędy, ale muszę już uciekać ;) Co Wam się najbardziej podoba z tych zakupów? :) Miałyście coś? :)

sobota, 11 maja 2013

Pachnąca kąpiel z pianką do mycia Organique

Dzisiaj słów kilka o alternatywie dla tradycyjnego żelu pod prysznic, którą proponuje bardzo przeze mnie lubiana polska firma Organique. Jestem maniaczką pięknych i różnorodnych zapachów do kąpieli i za każdym razem wybieram inny żel pod prysznic, chyba jeszcze nigdy nie kupiłam dwa razy takiego samego ;)

Na gwiazdkę dostałam zestaw kosmetyków Organique, w którym znalazło się m.in. to pudełeczko:



Byłam zaskoczona, bo pierwszy raz widziałam coś takiego ;) Nie bardzo sobie wyobrażałam, jak można myć się pianką ale okazuje się, że można :D Trafiła mi się wersja grecka, ale w asortymencie jest też mleko, pomarańcza, kolonialna i afryka :)

Opis producenta

Pianki do mycia ciała to alternatywa żelu pod prysznic. Jest to produkt wyjątkowo delikatny, przeznaczony do wszystkich rodzajów skóry. Puszyste pianki intensywnie nawilżają i pielęgnują skórę (dzięki zawartości gliceryny organicznej powyżej 30%), a przyjemne zapachy na długo pozostają na jedwabiście gładkiej skórze. Specjalnie dobrane olejki zapachowe, w zależności od ich rodzaju, koją lub pobudzają zmysły.*


*źródło: http://www.organiquecosmetics.pl






Moje wrażenia


Używam pianki dopiero od niedawna - jak widać - ale muszę powiedzieć, że bardzo mi się podoba i już myślę o zakupie kolejnej :D Przede wszystkim zapach - świeży, słodki i obłędny. Nie wiem, do czego go porównać, a producent nie pomaga w tym względzie - po prostu grecki ;) W każdym razie zakochałam się w nim i każdego wieczoru nie mogę się doczekać, żeby go poczuć ^^

Pianka ma konsystencję takiego "ptasiego mleczka" - zauważyłam, że najlepiej jest nałożyć odrobinę na myjkę/gąbkę i lekko zmoczyć. Zaczyna się wtedy ładnie pienić i jest przez to wydajniejsza :) Nie wysusza skóry i rzeczywiście delikatnie ją pielęgnuje. Zapach zostaje na skórze ale niestety nie na długo, no ale dobrze, że w ogóle ;) Jedyne "ale" odnośnie tej pianki - trzeba ją dobrze spłukiwać, bo niestety brudzi ręczniki na zielono.

Czy mi się podoba? Bardzo :) Gdy skończę grecką (a trochę to zajmie, bo pianka jest wydajna), następna w kolejce będzie kolonialna :D

Znacie Organique? Czy zamieniłybyście żel pod prysznic na taką piankę? :)

środa, 8 maja 2013

Taki drobiazg - Holika Holika Oil Queen Cotton Powder

Witajcie w ten uroczy, ciepły dzień :) W końcu mamy jakieś konkretne temperatury - jestem zdecydowanie ciepłolubna i zawsze wolę upał od zimnicy. Niestety, moja mieszana cera nie podziela mojego entuzjazmu i w takie dni jak dzisiaj daje mi o tym znać wzmożonym świeceniem. Ale od czego są kosmetyki? :) Całkiem niedawno dostarczono mi z Korei coś odpowiedniego na takie sytuacje. Tak więc dzisiaj opiszę Wam moje pierwsze wrażenia po zaznajomieniu się z Oil Queen Cotton Powder od Holika Holika.


Opis producenta

  • Puder kontroluje wydzielanie sebum i sprawia, że skóra staje się miękka
  • Zapewnia czysty wygląd skóry
  • Absorbuje nadmiar sebum i zapewnia miękkość 
  • Nie zawiera olei mineralnych, parabenów, talku, wazeliny ani etanolu
Sposób użycia:
Aplikować za pomocą puszka w umarkowanej ilości na całą twarz lub obszary o zwiększonym wydzielaniu sebum.

Składniki:
Cotton 0.5% Extract, Iceland Glacial Milk, Green Tea Extract, Calamine*

*źródło: moje tłumaczenie opisu z jednego z anglojęzycznych sklepów - na stronie Holika Holika niestety same krzaczki ;)


Moje wrażenia


Małe, niepozorne acz urocze pudełeczko zawiera w sobie 5 g produktu. Gdy go zamawiałam, wydawało mi się, że to bardzo niewiele ale już teraz widzę, że taka ilość wbrew pozorom wystarczy na całkiem długo :) Pod wieczkiem z uśmiechniętą chmurko-bawełenką (nie jestem pewna :D) mamy ukryty bielutki puszek z logo Holika Holika.


Przyznam się, że jeszcze nie korzystałam z tego puszka, gdyż przeraża mnie perspektywa zabrudzenia go podkładem (tak, wiem - to idiotyczne) no i jestem przyzwyczajona do aplikacji pudru za pomocą pędzla. Póki co pełni dla mnie funkcję takiego słodkiego dodatku ;)
Pod puszkiem mamy zabezpieczone folią otworki, przez które przesypuje się puder - wystarczy delikatnie potrząsnąć pudełeczkiem.


Przyznam, że takie rozwiązanie wydaje mi się nie do końca praktyczne - wolałabym, gdyby pomiędzy puszkiem a otworkami było jeszcze jakieś trwałe zabezpieczenie, np. plastikowa membranka czy coś takiego. Fakt faktem, że puszek przylega na tyle ciasno, że raczej nie ma mowy o wysypaniu się zbyt dużej ilości pudru ale mi się to wydaje trochę marnotrastwem. Bo wystarczy, że pudełko "polata" w torebce, a puszek będzie niepotrzebnie chłonął puder. Osobiście zostawiłam sobie na razie folijkę i po prostu przyklejam ją z powrotem po użyciu - pewnie tak długo nie wytrzyma ale na razie jest to jakieś rozwiązanie :P

Co mogę Wam napisać o samym pudrze?

Jest - jak widać - sypki i transparentny, po aplikacji natychmiast wtapia się w skórę i kompletnie go nie widać. Efektu matu jest delikatny - to zdecydowanie nie jest silny, płaski mat, co dla mnie jest zaletą. Widać, że faktycznie pochłania sebum i niesamowicie wygładza skórę - w dotyku jest naprawdę jak aksamit :)
Przy nakładaniu trzeba uważać, bo można niechcący wzniecić drobną chmurkę pyłku. Pomijając ten aspekt, sama aplikacja jest bezproblemowa, jak już pisałam, ja używam do tego celu pędzla.

Efekt matu na mojej mieszanej cerze utrzymuje się do ok. 4 h w warunkach wysokiej temperatury (ok. 25 stopni) co mnie całkiem zadowala. Jest jeszcze jedna fajna sprawa - puder ma śliczny, jakby roślinno-kwiatowy zapach :)
Dodam jeszcze tylko, że póki co mnie nie zapycha :)

Jak widać, ten drobiazg z Korei całkiem mi się spodobał. Zapłaciłam za niego niecałe 8 $, więc nie tak źle. Na razie się lubimy i rozważam w przyszłości zakup kompaktu z tej samej serii*.

Znacie Holika Holika? Lubicie matujące pudry sypkie? :)


*P. S. Ale to w nieco dalszej przyszłości, bo niestety znowu uległam pokusie i zamówiłam kolejne itemki z Korei ^^" Na razie zdradzę tylko, że są to dwie rzeczy - jedna z Etude House i jedna z ElishaCoy. Więcej informacji, gdy przesyłka do mnie dotrze - oby jak najszybciej!

poniedziałek, 6 maja 2013

Włosomaniactwo cz.1 - szampon Love2MIX Organic (ekstrakt z mango i awokado)

Witam wszystkich po majówce :) Mam nadzieję, że miło spędziłyście czas. W moim wypadku miło było tylko do połowy, bo w sobotę dopadło mnie przeziębienie, z którym aktualnie walczę :/ Dobrze chociaż, że zaliczyłam Warszawę i małe zakupy, o których opowiem przy innej okazji ;)

Dzisiejszego posta chcę poświęcić pielęgnacji włosów, na punkcie której mam pewną obsesję. Uwielbiam długie włosy i wiecznie staram się zapuszczać swoje własne, więc zawsze interesowało mnie, jak prawidłowo o nie dbać. Pewien przełom nastąpił, gdy zaczęła się blogowa nagonka na silikony, parabeny etc. - oczywiście postanowiłam, że koniec z tym i zmieniamy pielęgnację. Ale to oznaczało bana na 90% popularnych drogeryjnych kosmetyków do włosów, z których zawsze korzystałam. Zaczęłam szukać, szukać, szukać. Przyjaciółka zlinkowała mi włosowego bloga Anwen, gdzie mogłam przeczytać o wielu ciekawych produktach :) Tam dowiedziałam się o istnieniu Pervoe Reshenie i dotarłam po pewnym czasie do świetnego szamponiku, który Wam dzisiaj zaprezentuję. A mowa o...

Organicznym szamponie regeneracyjnym z efektem laminowania do włosów zniszczonych `Ekstrakt z mango i awokado` z serii Love2MIX Organic.



Opis producenta i skład

Odkryjcie tajemnicę pięknych włosów. Szampon wzbogacony organicznym ekstraktem z mango i organicznym olejem awokado, intensywnie odżywia i regeneruje strukturę mocno zniszczonych włosów, zapobiega łamliwości i rozdwajaniu. Uszczelnia powierzchnię włosa warstwą ochronną, tworząc efekt laminacji. Wygładza, uszczelnia i ułatwia ich rozczesywanie. Przy regularnym stosowaniu włosy są gładkie, lśniące i jedwabiste. Nadaje się do częstego używania.

Zalety produktu:
Zawiera certyfikowane składniki organiczne.
Nie zawiera SLS, parabenów, olei mineralnych, ftalanów, glikoli, lanoliny.
Posiada unikalną właściwość laminowania włosów. Każdy włos jest owinięty warstwą ochronną, staje się przez to grubszy, zachowuje zdrowy wygląd i żywy blask.
Ciesz się kuszącym tropikalnym aromatem.

Składniki aktywne:

Organiczny ekstrakt z owoców mango (Organic Mangifera Indica (Mango) Fruit Extract) – jest niezwykle bogaty w długołańcuchowe kwasy tłuszczowe, które posiadają silne właściwości odżywcze. Mango odżywia i wzmacnia włosy. Zamyka łuski włosów oraz odbudowuje płaszcz hydrolipidowy, który chroni je przed wysuszeniem. Szampon na bazie wyciągu z mango to intensywna kuracja odżywcza dla suchych i zniszczonych włosów.


Organiczny olej z owoców awokado (Organic Persea Gratissima (Avocado) Oil) - wyraźnie poprawia kondycję włosów suchych , zniszczonych i farbowanych. Dzięki zawartości NNKT wzmacnia strukturę włosa i zapobiega mechanicznym zniszczeniom. dogłębnie odżywia i nawilża.

Skład: Aqua with infusions of; Organic Mangifera Indica (Mango) Fruit Extract , Organic Persea Gratissima (Avocado) Oil, Magnesium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Lauryl Glucoside, Sodium Cocoyl Glutamate, Glycol Distearate, Bis (C13-15 Alkoxy) PG-Amodimethicone, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Hydrolyzed Wheat Protein, Hydrolyzed Rice Protein, Benzyl Alcohol, Sodium Chloride, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Parfum, Citric Acid, Lucepene*

*źródło: http://bioarp.pl


Moje wrażenia

Szampon jest ukryty w plastikowej butli z wygodnym dozownikiem. Plastik jest czarny i totalnie nieprzeźroczysty, więc nie widzimy, ile produktu nam zostało.
Sam szampon ma pomarańczowy kolor i wyważoną konsystencję - ani za rzadką, ani za gęstą. Pachnie oszałamiająco! :)
Tzw. "efekt laminowania" to wg mnie chwyt marketingowy, ale nie da się ukryć, że szampon nie tylko nie plącze włosów, ale je w pewnym stopniu wygładza. Moim zdaniem nie należy oczekiwać, że szampon będzie działał jak odżywka - szampon ma myć. A ten tutaj robi to świetnie - ja wyczyniam różne cuda z włosami, olejuję je itd. a on wspaniale sobie z tym wszystkim radzi :)

Bez zbędnego rozpisywania się: uwielbiam ten szampon! Jak dla mnie ma same zalety:
- zmywa bez problemu oleje
- jest bardzo wydajny
- dobrze się pieni
- ma cudowny zapach
- ułatwia rozczesywanie włosów
- nie powoduje łupieżu

Uwielbiam go i przykro mi, że moja butla powoli robi się pusta. Ale ale :) Zamówiłam już nowy szamponik z tej samej serii, tym razem w wersji nawilżającej - z ekstraktem z jagód acai i proteinami perły :) Zobaczymy, czy okaże się równie cudowny jak jego mangowy brat :)

Na zakończenie notki włosowej zdjęcie moich własnych włosów sprzed ok. 2 tygodni ;)



Niestety, jak widać, wkrótce będę musiała udać się do fryzjera celem obcięcia końcówek. Nie cierpię tego robić, ale konksekwentnie dążę do wyrównania grubości włosów na całej ich długości. Mój cel ostateczny to włosy do pasa :)

A jakie są Wasze ulubione szampony?

środa, 1 maja 2013

5 Minut Express Effect - tzw. "ultra-lifting" dla skóry wokół oczu po rosyjsku

Wreszcie słoneczko za oknem, pogoda się poprawia :) Jutro ruszam do Warszawy, a do końca weekendu mam zamiar porządnie wypocząć, dlatego dzisiejsza notka musi "wystarczyć" na najbliższe 4 dni ;)

Pozostajemy w rosyjskich klimatach - dzisiaj słów kilka o kremie pod oczy od znanej nam już firmy Pervoe Reshenie, tutaj występującej jako podmarka 5 Minut Express Effect. W ramach tej serii można zakupić 4 kremy - jeden pod oczy i trzy do twarzy, każdy o rzekomo silnym działaniu. Od jakiegoś czasu szukałam czegoś, żeby nawilżyć i troszkę wygładzić okolice oczu. Obecność kwasu hialuronowego w tym kremie przekonała mnie do zakupu.



Opis produktu (zalecam powiększyć sobie zdjęcie)


Skład

Aqua, Cetearyl Alcohol, Hyaluronic Acid, Dicaprylyl Ether, Saccharide Isomerate, Glycerin, Sodium Polystyrene Sulfonate, Sorghum Bicolor Stalk Juice, Organic Arnica Montana Flower Extract, Saccharum Officinarum, Organic Centella Asiatica Extract, Medica Limonum (Lemon) Fruit Extract, Citrus Aurantium Dulcis (Orange) Friut Extract, Citrus Nobilis (Mandarin Orange) Fruit Extract, Pyrus Malus(Apple) Fruit Extract, Fragaria Vesca (Strawberry) Fruit Extract, Tocopheryl Acetate, Propylene Glycol, Malic Acid, Lactic Acid, Trataric Acid, Citric Acid, Sodium Stearoyl Glutamate, Sodium Polyacrylate, Organic Chamomilla Recutita Flower Extract, Ascorbyl Palmitate, Benzoic Acid, Benzyl Alcohol, Sorbic Acid, Parfum

Moje wrażenia

Zacznijmy może od tego, że jeszcze nie przekroczyłam magicznej liczby 25-lat i nie mam za bardzo (przynajmniej tak mi się zdaje) takich "prawdziwych" zmarszczek. Jednak zdarza się, że skóra wokół moich oczu jest sucha i przez to zaczyna się "marszczyć". Liczyłam, że rosyjski kremik coś na to poradzi.

Opakowanie to zwykła, higieniczna tubka o dużej jak na taki krem zawartości - aż 40 ml. W związku z tym mogę od razu zaznaczyć, że krem ten jest ogromnie wydajny. Konsystencja jest bardzo lekka, nieco wodnista. Bardzo szybko się wchłania, wystarczy bardzo mała ilość do pokrycia okolic oczu.




Bezpośrednio po aplikacji czuć delikatne chłodzenie - jest to przyjemne. Nie pozostaje lepka warstwa ani żaden film - kremu można więc spokojnie używać tak rano, jak i wieczorem.

Jeżeli chodzi o działanie - powiedzmy sobie wprost - nie ma żadnego efektu "liftingu". Nie twierdzę, że się go spodziewałam, ale myślałam, że krem może chociaż troszkę wygładzi linie pod oczami. Niestety nic z tego - u mnie takiego działania brak. Jest za to pewne nawilżenie - raczej delikatne, nie ma mowy o solidnym natłuszczaniu. Cały ten krem jest jakiś taki leciutki i ulotny...

Mam z tym kosmetykiem jeden (być może) problem. Stosowałam go codziennie kilka tygodni i było ok, jednak ostatnio zauważyłam maleńkie grudki poniżej dolnej powieki. Nie mam pojęcia, czy jest to wina tego kosmetyku, czy też po prostu coś "złapałam" - stawiam raczej na to drugie, bo mam sporo zwierząt i mogłam sobie czymś zakazić skórę. Na razie jednak krem poszedł w odstawkę, a ja leczę grudki Tridermem (na szczęście działa!). Za czas jakiś upewnię się, czy to na pewno nie wina kremu i zedytuję notkę. Zaznaczam jednak, iż nie sądzę, aby to on był przyczyną, zwłaszcza, że zmiany pojawiły się tylko pod jednym okiem.

Dla kogo ten kremik? 
Powinien być odpowiedni dla młodych dziewczyn, które nie potrzebują jeszcze silnych preparatów na okolice oczu.  Bardziej wymagających osób nie zadowoli. Ja mam do niego neutralny stosunek - ani mnie nie zachwycił, ani też nie rozczarował.

Tymczasem życzę wszystkim udanego weekendu majowego! :)